Przejdź do zawartości

Strona:Dramaty małżeńskie by X de Montépin from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No208 p2 col1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jakiś spóźniony pasażer chciał był wsiąść jeszcze.
— Niema miejsca! — zawołał konduktor.
— Co począć? — mruknął nieznajomy, zostawszy na bruku. — Nie mogę przecie iść z końmi w zawody, chociaż posiadam dobre nogi... a niech mnie dyabli porwą, jeżeli dam za wygraną...
Nadjechał właśnie fiakr pusty.
Nieznajomy wskoczył do niego.
— Dokąd mam jechać, obywatelu? — zapytał woźnica.
— Widzisz omnibus, idący do Passy? Jedź za nim i trzymaj się z nim równo, ile razy się zatrzyma — ty zwalniaj biegu także...
— Rozumiem.
Ciężki omnibus stawał z jakie dwadzieścia razy na długiej przestrzeni, jaką przebywał; to zabierał, to znów wysadzał podróżnych, lecz Walentyna jechała prawie do ostatniej stacyi i wysiadła dopiero wtedy, jak z ulicy Pompe skręcano na lewo w główną ulicę Passy.
Młody człowiek zapłacił fiakra, i pewny teraz, że piękne dziewczę mu nie ucieknie, puścił ją naprzód z pięćdziesiąt kroków, aby jej znów swoim widokiem, nie zaniepokoić.
Walentyna skręciła na prawo, minęła dworzec kolei obwodowej, puściła się w ulicę Mozarta i przestąpiła próg bramy malowniczej zagrody, jaką już opisaliśmy.
Nieznajomy ukryty po za parkanem, widział, jak wyjęła klucz z kieszeni i otworzyła na rozcież