Zapytany, nie umiałby dać w tym względzie rozumnej odpowiedzi.
Po prostu nie przyszło mu to wcale do głowy.
Najpewniejszym był, że Walentyna nazywa się dotąd panią Vogel.
∗
∗ ∗ |
Z kilku słów, zamienionych pomiędzy fałszywym „Grafem von Angelis“ a ex hrabią de Lorbac, czytelnicy nasi domyślili się już, w jaki sposób dwaj łotrzy żyli w ciągu ubiegłych lat dziesięciu w Niemczech.
Nie uważamy za potrzebne wchodzić w różne tego życia szczegóły, ciekawe wprawdzie i malownicze, ale nienależące wprost do rzeczy, a zatem nie interesujące nas bezpośrednio.
Z zasobów, zdobytych różnemi niegodziwemi rzecz prosta sposobami, nie pozostało Voglovi w chwili powrotu do Paryża nic, nad obfitą garderobę, kilka precyozów mniejszej wartości i sześciu biletów bankowych po tysiąc franków każdy.
Sześć tysięcy owe dołączone do dwudziestu tysięcy, których pochodzenie znamy, pozwalały na utrzymanie się w Paryżu przez kila miesięcy pod warunkiem ścisłego obliczanie się z wydatkami.
Herman opuścił więc Grand hotel i wynajął na ulicy Caumartin mały umeblowany apartamencik w antresoli za cenę umiarkowaną.
Karol Laurent założył urząd służącego i odgrywał rolę poufałego przyjaciela, załatwiającego interesy pana hrabiego.