Przejdź do zawartości

Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słów Twoich strzegąc, słów świętobliwych,
Mijałem zawżdy ścieżki złośliwych.

Raczże mię trzymać na Swojej drodze
Aby nie przyszło upaść mej nodze;
Wysłuchałeś mię w złe czasy moje,
Proszę i dziś mi daj ucho Swoje.

Objaw nademną niewysłowione
Swe miłosierdzie; Tobie zwierzone
Nadzieje nigdy nie omylają;
Stłum, co się rękom Twym przeciwiają.

A mnie racz, jako źrzenice, bronić
I cieniem swoich skrzydeł zasłonić,
Abych w nadzieję Twojej opieki
Mógł się złych ludzi nie bać na wieki.

Ludzi roskosznych, którzy tak styli,
Że ledwie brzucha zniosą po chwili;
Usta wszeteczne, ich język hardy,
Pełen bluźnierstwa, pełen i wzgardy.

Ze wszystkich mię stron w koło zawarli
I oczy swoje na mię rozdarli,
Myśląc, jakoby mogli mię pożyć?[1]
A równo z ziemią kiedy położyć.

Taki więc bystrym lew zjęty jadem,
Cieka po puszczy zwierzęcym śladem;
Takie więc szczenię lwice szalonej
Czyha w jaskini nieupatrzonej.

  1. pokonać, zbić.