Przejdź do zawartości

Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


Ale Ty, który władasz zastępy zbrojnemi,
Ty mię ratuj, a pojźrzy okiem swem ku ziemi;
Pokarz jawnie przewrotne złe ludzi, żadnemu
Nie cierp, ani okazuj łaski niezbożnemu.

Skoro wieczór, ci schodzą, drudzy następują,
Wszytki, jako psi głodni, ulice krzyżują;
Słowa ich (aż i słuchać strach człowieka) krwawe,
Jadowite, śmiertelne, wszytko miecze prawe.

Ale wszytka ta groźba za śmiech Tobie stanie,
A ja na Cię moc jego zachowam, mój Panie!
Ty mój zły czas uprzedzisz miłosierdziem swoim
I nad nieprzyjacielem dasz mi górę moim.

Wszakże nie trać ich zaraz, ani nazbyt skoro,
Aby nie było ludziom zapomnieć tak sporo
Twojej sprawiedliwości, ale je zraź swemi
Rękoma i po wszytkiej rozprósz błędne ziemi.

Prze hardą myśl a prze ich kłamstwo niewstydliwe,
Prze ich krzywe przysięgi i bluźnierstwo żywe,
Wyniszcz je w gniewie swoim, niechaj się świat czuje,
Że Bóg na niebie siedząc, wszystkiemu panuje.

Skoro wieczór, ci schodzą, drudzy następują,
Wszytki jako psi nocni, ulice krzyżują;
Ale będąc krzyżować, chleba upraszając
Nie dawno, a pójdą spać brzucho głodne mając.

A ja Twoję moc będę i dobroć wyznawał,
Boś Ty przy mnie w przygodzie, Boże mój, przestawał.
Boże mój, obrońca mój, ucieczko i zbroja!
Tobie śpiewać na wieki lutnia będzie moja.