Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo frasując się starzec, na ich płoche sprawy
Tak mowił, że w rzeczy swej nie był Bogu prawy.
Ktemu, nad wolą Pańską, pohańców nie bili
I owszem się szaleni do nich przyłączyli.
Skąd i spraw naśladować i ryte ich bogi
Chwalić jęli, na swój żal i upadek srogi;
Syny bowiem i corki swe ofiarowali
Dyabelstwu, krew niewinną, krew (mówię) przelali
Właściwych dziatek swoich, żałosne ofiary
Przed chananejskie kładąc niegodne maszkary.
Ziemię krwią napoili, sami się zmazali,
Wszetecznicom w sprawach swych naprzód nic nie dali.
Pan też ostatnim prawie gniewem zapalony,
Lud swój omierził sobie i kraj ulubiony,
I dał je w ręce prawie niewiernym poganom,
Że się kłaniać musieli nieznajomym panom,
Którzy je obyczajmi dziwnymi trapili
I pod nielutościwe jarzmo swe podbili.
Co ich Pan poratował, znowu na kieł wzięli,
Znowu też coraz głębiej w złościach swych tonęli.
A pan przedsię miał litość nad utrapionymi,
Ani zamykał ucha przed obciążonymi.
Pomniał na swe przymierze, a ich wszytki złości
Puścił imo się, z wielkiej swej dobrotliwości.
I zmiękczył ludzkie serca, że ich litowali
I ci sami, u których w niewoli mieszkali.
O Panie, o Boże nasz, Ty chciej o nas radzić,
Chciej nas błędne zebrawszy pospołu zgromadzić
Abychmy Twe chwalebne Imię wyznawali
I Twoje dobrodziejstwa wielkie wspominali.
Niechaj Bóg Izraelski na wiek wiekom słynie,
A Ty więc AMEN zatem mów, zebrany gminie!