Przejdź do zawartości

Strona:PL Wacław Nałkowski-Jednostka i ogół 337.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wajcie go drogo po aptekach i tylko za receptą doktorów. Nie, panowie! wiedza tłumów powinna być tylko spopularyzowana wiedzą uczonych, wiedzą w jej stanie współczesnym, a nie jakimś paleontologicznym tworem, oszlifowanym ad usum Delphini.
Projekt autora, aby każdy, wstępujący w związki małżeńskie, poddawał się oględzinom lekarza, byłby najkorzystniejszym dla tego ostatniego; zresztą przyniósłby więcej szkody niż pożytku. Nauka medycyny daleką jest jeszcze od możności stawiania tutaj prognozy: słabi rodzice mają czasem dzieci zdrowsze, niż rodzice zdrowi, „mistrze słowa“ miewają dzieci nieme, ludzie najzdolniejsi — dzieci idyotyczne i t. d. Któż jest w stanie takie rzeczy przewidzieć, a dla mniemanego uniknięcia przypuszczalnego nieszczęścia przypuszczalnego potomstwa czynić rzeczywiście nieszczęśliwymi żyjących („egoistów“, jak ich w szlachetnym zapale nazywa nasz autor). Łamać im życie, a może i pożyteczną dla kraju i społeczeństwa działalność na polu nauki, sztuki i t. d. byłoby barbarzyństwem i nonsensem. Jedynym środkiem poprawy jest tu pozostawienie instynktowi swobody wyboru, a nie krępowanie go zakazami doktorskiemi lub, jak to się dzieje obecnie, stosunkami majątkowemi.
Co do zakazu wchodzenia w związki małżeńskie między krewnymi, z których ma jakoby wynikać epilepsya(?), to, nie będąc lekarzem, zdaje mi się jednak, iż autor, występujac przeciw hipotezom, sam nadużywa hipotez i że wstręt do zawierania związków małżeńskich między krewnymi jest prędzej faktem socyologicznym, niż biologicznym — że wynika mianowicie z egzogamii.