Anielka w szkole/Żabka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Żabka.

Jesienny wiatr dął przez całą noc i z drzew owocowych pospadało na ziemię mnóstwo jabłek i gruszek.
— Weź ten duży koszyk i pozbieraj owoce, — rzekła rano matka do Anielki.
Dziewczynka skrzywiła się. W izbie było teraz stanowczo przyjemniej, niż na wilgotnej trawie. A pozatem jeszcze coś zniechęcało Anielkę. Anielka panicznie bała się żabek, które przecież mieszkają tam, gdzie trawa jest najwilgotniejsza. Matka jednak kazała, więc trzeba było słuchać. Wzięła Anielka z niechęcią koszyk i poszła.
Niebo było chmurne, trawa zupełnie mokra. W wilgoci tej marzły bose nóżki Anielki, szła jednak ochoczo przed siebie, patrząc wciąż w ziemię. Doszła wreszcie do wąskiego strumyczka, który musiała przeskoczyć. Ale niestety! Nad samym brzegiem siedziała wielka zielona żaba, przyglądając się Anielce pełnym zaciekawienia wzrokiem. Gdy dziewczynka postąpiła jeszcze jeden krok naprzód, z wody wyskoczyły dwie inne żabki i również poczęły jej się przyglądać. Jedna żabka poprostu usiadła na bosej nóżce dziewczynki. Anielka krzyknęła z przerażenia. Strząsnęła żabkę z nogi i cofnęła się. Znalazłszy się na nieco suchszej murawie, złożyła ręce i poczęła się modlić:
— Drogi Boże, spraw, żeby mi żabki nic złego nie zrobiły. Pomóż mi, drogi Boże. Amen.
Po odmówieniu tej modlitwy Anielka odczuła ulgę. Ostrożnie poczęła posuwać się naprzód, przeskoczyła strumyk i dopiero wówczas odetchnęła głęboko. Ale niedługo była spokojna, bo oto na przeciwległym brzegu ujrzała znowu całe mnóstwo zielonych żabek, wskakujących wesoło do mętnej wody. Anielka przyglądała się żabkom przerażonym wzrokiem. Poczęła iść dalej na palcach. Znalazłszy się pod drzewami owocowemi, bez namysłu zaczęła zbierać leżące na trawie jabłka i gruszki. Koszyk jej stawał się coraz cięższy, aż wreszcie z trudem mogła go podnieść z ziemi. Nie to jednak przerażało Anielkę, przerażała ją jedynie myśl o żabach. Ciężki swój koszyk zarzuciła na wątłe plecy i ostrożnie znów poczęła się skradać do strumyka, a gdy nad brzegiem ujrzała siedzące zielone żabki, odezwała się do nich błagalnie:
— Prawda, żabki, że mi nic złego nie zrobicie?
Żabki widocznie wzruszyły się tą prośbą, bo tym razem dały Anielce spokój. Dziewczynka poczęła teraz biec, ile tylko w nogach sił starczyło. Gdy znalazła się na piaszczystej ścieżce, postawiła na ziemi swój koszyk i obejrzała się lękliwie. A może żabki ją goniły? Nie! Teraz dopiero Anielka naprawdę swobodnie odetchnęła.
Matka bardzo się uradowała, widząc Anielkę wracającą z pełnym koszykiem owoców. Przecież pracowita jest jej córeczka! Anielka postanowiła nic w domu nie opowiadać o swoim przestrachu. Wzięła ze stołu kawałek chleba i usiadła w izbie przy ogniu. Na szczęście tam nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ze strony zielonych żabek.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.