Przejdź do zawartości

Anielka w szkole/Imieniny babci

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Imieniny babci.

— Dzieciaki, jutro są babci imieniny, — zawołał Romek z zadowoleniem, siedząc na ławce pod błękitnem kaflowym piecem. W pewnej chwili położył się na brzuchu, ucząc się na pamięć jakiejś zadanej pieśni ze szkolnego śpiewnika. — Będą śliwkowe strucle, — zawołał po chwili z lubością, głaszcząc się po brzuchu. — To dopiero frajda!
— Nie, będzie placek z jabłkami, — zaperzyła się Anielka. — Obydwie z Amelką widziałyśmy już u babci cały koszyk suszonych jabłek.
Romek nie chciał się sprzeczać z siostrą, więc skinął tylko głową potakująco, a Anielka zajęła się przyszywaniem guzików do sukienki, które punktualnie co tydzień przyszywała, bo urywały się nieznośnie. Wogóle Anielka strasznie szyć lubiła, i kiedyś nawet powiedziała rodzeństwu, że chciałaby zostać krawcową.
— Macie rację, babcia zawsze piecze na imieniny struclę ze śliwkami i placek z jabłkami, — uspokoiła rodzeństwo najstarsza Amelka.
— Ach! Ach! Ach! — wołał Romek, klepiąc się po brzuchu z radości, a Stefek zaczął tańczyć po izbie, podnosząc wysoko w górę podręcznik do zadań arytmetycznych.
— Śpiewać! — zakomenderował Romek z pod pieca i po chwili zaintonował dźwięcznym chłopięcym głosikiem:

„Złote słońce wieczorne, jakie piękne jesteś“.

Amelka podchwyciła zaraz drugim głosem, Stasiek trzecim, a nawet Anielka i mała Milusia przyłączyły się do śpiewu. Pięknie brzmiała pieśń w obszernej kuchni i dzieci z niej były bardzo dumne. W całej wsi wszyscy wiedzieli, że dzieciaki Lipków są najlepszymi śpiewakami w szkole.
— No, a teraz spać! — rozległ się pod koniec pieśni głos matki z sąsiedniej izby. — Zabierać manatki i spać!
Dzieci usłuchały.
Romek, jak błyskawica zerwał się z ławki pod piecem i poprowadził swe rodzeństwo na poddasze do izby, w której wszyscy spali. Gdy się znaleźli na górze, przystanęli przed zamkniętemi drzwiami kuchni babci i zawołali chórem:
— Dobranoc, babciu!
— Dobranoc, dzieci! — odpowiedziała babcia z kuchni. — Zjecie jeszcze po kawałku piernika przed spaniem?
— Naturalnie, — zaśmieli się chłopcy i dziewczynki.
Babcia otworzyła drzwi, wysunęła rękę i podała Romkowi osiem niewielkich kawałków piernika.
— Przyjdźcie jutro!
— Tak, przyjdziemy! — zawołały dzieci.
Romek rozdał piernik rodzeństwu i dzieciaki z głośnem mlaskaniem poczęły wsuwać się do swoich łóżek.
Na drugi dzień w mieszkaniu babci pięknie wyglądało. W swoim piecu kaflowym upiekła babcia dwa duże, okrągłe, pachnące placki, struclę ze śliwkami i drugą z jabłkami. Ażeby ciasto prędzej ostygło, postawiła je babcia w blaszanych foremkach na wyszorowanej podłodze.
Firanki u okien były nakrochmalone i śnieżno-białe, a szyby w oknach połyskiwały czystością w porannem słońcu. Stół był nakryty pięknym wzorzystym obrusem, zaś na obrusie stało osiem fajansowych kubeczków ze złotemi obwódkami.
Tak, u babci zawsze tak było uroczyście w dniu jej imienin. I dzisiaj było świątecznie, a wszystko zdawało się pachnieć świeżością i weselem. Cudowny zapach kawy czuło się aż na schodach, nic więc dziwnego, że dzieci niecierpliwie oczekiwały pory śniadania. Anielka nawet przejęta imieninami babci, włożyła pończochy i trzewiki, postanawiając tym swoim strojem uczcić tak ważny dzień, przypadający raz do roku. Dzień imienin babci był naprawdę najbardziej uroczystem świętem dla dzieciaków.
— Hop, hop! — rozbrzmiało wreszcie z górnego pięterka nadół.
A potem głośne tupanie i chichoty na schodach! Na czele rodzeństwa biegła Anielka. Drzwi mieszkanka babci rozwarły się szeroko i Anielka, która biegła z szalonym pośpiechem, przez nieuwagę stąpnęła nagle noga w foremkę z świeżutkim plackiem.
— Życzymy zdrowia i błogosławieństwa bożego, — wyjąkała w szalonem przerażeniu.
— Ty roztrzepańcze! — zawołała babcia ze zgrozą, — nie możesz uważać, jak biegniesz? Dajno ten placek!
I podczas, gdy Anielka wycierała ścierką swój bucik umazany w śliwkowej marmeladzie, babcia gderała wciąż dalej:
— Teraz będziesz sama ten placek jadła, bo żadne grzeczne dziecko nie zachowuje się tak dziko. Na drugi raz będziesz uważniejsza!
Anielka nie wiedziała, czy ma płakać, czy śmiać się w tej chwili, ale gdy rodzeństwo zasiadło dokoła pięknie nakrytego stołu i poczęło z apetytem zajadać świeże ciasto, popijając je pachnącą kawą, Anielce nagle łzy nabiegły do oczu.
Siedziała biedaczka na niskim stołeczku pod piecem i jadła podeptany przez siebie placek z powidłami. Babcia ukradkiem się uśmiechała.
— Tak, nazawsze pozostanie tą samą Anielką, — rzekła i przeciągnęła pomarszczoną dłonią po ciemnych, wijących się włoskach dziewczynki. — Pośpiesz się; jak to zjesz, dostaniesz lepszy kawałek.
Anielka bohatersko połknęła ostatni kęsek. Serduszko pękało jej z bólu i pękłoby z pewnością, gdyby nie dostała ani kropelki pachnącej kawy i ani kawałeczka strucli z jabłkami. Przecież tak się cieszyła samą myślą o imieninach babci.
Po chwili uspokojona już, siedziała na przeznaczonem dla siebie miejscu przy stole, jadła z apetytem i piła i była już zupełnie szczęśliwa.
Dzieciaki syte, z rozjaśnionemi twarzyczkami, poczęły pięknie dziękować babci za poczęstunek. Przyrzekały, że będą grzeczne i posłuszne, aby na przyszły rok znów zasłużyły na tak cudowne śniadanie. Anielka szczególnie uroczyście musiała złożyć swoje przyrzeczenie. Ale od tego dnia nigdy już Anielka, wchodząc do mieszkania babci, nie zapominała uprzednio do drzwi zapukać.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.