Przejdź do zawartości

Apologia (tłum. Kozłowski)/O Apologii

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Felicjan Kozłowski
Tytuł O Apologii
Podtytuł czyli Obronie Sokratesa
Pochodzenie Dzieła Platona:
Apologia
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1845
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Apologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Indeks stron
O APOLOGII
CZYLI
Obronie Sokratesa.

Pomiędzy wielu płodami, które wydał jeniusz Platona, nie pospolite zajmuje miejsce obrona Sokratesa. Drogi ten zabytek starożytności miał zawsze i mieć będzie swoich wielbicieli, dopóki tylko sprawa wielkiego filozofa, który się dla ludzkości poświęcił, obchodzić każdego nie przestanie. Interesowność jego témbardziéj powiększać się musi, że panuje w nim pewien duch filozoficzny, i odbijający się w niezwykłym blasku obraz wielkości człowieka, który w swém moralném przekonaniu znajduje jedyne zaspokojenie.
Słusznie tożsamo wyrzekł w tém miejscu Schleiermacher znakomity w naszych czasach znawca i krytyk Platona[1]. Tak wszystko w Obronie Sokratesa ściąga na się podziw i zadumienie. Widać męża który uniesiony duchem niejako wieszczym, mówi co mu jego najwyższa mądrość wskazuje. Nie zważa na przeciwności, nie lęka się ich burz i nawałności. Niewzruszony w swojém, wyższy nad innych pospolitych mędrców, nie chce by się miał chełpić samym spekulacyjnym systematem filozofii, albo jéj nadużywać dla własnych ubocznych widoków; pragnie raczéj życiem i przykładem swoim uczyć praktycznéj mądrości i cnoty. Takim się wszędzie wydaję, takim i w swéj obronie. Niedostateczność jéj tylko jaka się okazuje przy zbijaniu zarzutów „że nie wierzył w bogów i całą religią krajową, że psuł młodzież odwodząc ją od czci tychże“ pochodzi ztąd, że Sokrates widział próżność wszelkiéj swéj obrony, i dla tego tylko przed sądem mówił, aby zachował prawo, i był mu posłuszny[2]. Wiedział że śmierć w tym jego stanie była nieuchronną, że na nicby się nie przydało odwrócić ją raz od siebie; ponieważ nowa skarga byłaby przeciwko niemu zaniesiona dla stałości, z jaką postanowił trwać przy swojém przedsięwzięciu. Dlatego słabo się bronił. Zamiast dowieść że wierzył w religią swego narodu, starał się przekonać że nie był bez religii; zamiast pokazać że nie psuł młodzieży, wpajając w nią powątpiewanie o zasadach religii uświęconych przez prawo, dowodził że uczył czystéj moralności. Znał ważność skargi przeciw sobie zaniesionéj, że w rzeczach w których podstawą jest religią nie można dowolnie objawiać swych myśli bez wstrząśnienia jéj; a tém samém wzburzenia państwa, i narażenia go na długie niepokoje. Był zatém przekonany, że kiedy się wznosił jako filozof, musiał być potępiony jako obywatel. Że ani wygnanie nawet nie zdołałoby go ocalić. Zasady które raz przyjął, i których postanowił ciągle się trzymać, przywiodłyby go do tegoż samego położenia, w jakiém się znajdował przy piérwszéj skardze. Przewidział dobrze śmierć swoją, jako skutek nieuchronny walki, w któréj wystąpił przeciw dogmatyzmowi religijnemu i fałszywéj mądrości swego czasu. Duch ówczesny, a nie Anyt i Areopag potępił Sokratesa. Anyt był wówczas obywatelem znakomitym; Areopag sądem sprawiedliwym i umiarkowanym; owszem, jeżeli można się czemu dziwić przy téj okoliczności, to tylko temu, że tak późno była przeciw Sokratesowi skarga zaniesiona, i dlaczego nie większa liczba głosów wypadła w sądzie przeciw niemu. Mowę tę filozofa, Plato o tyle ile spamiętał treść na prędce wyrzeczonéj, ułożył na piśmie. Tak mniema Schleiermacher. Fałszywie sądzą, a między niemi i P. Cousin, którzy utrzymują, że Plato na obronę swego nauczyciela sam ją piérwotnie napisał[3]. Albowiem mówi Schleiermacher: gdybyśmy przypuścili, że miał zamiar bronić Sokratesa, trzebaby zaraz czas oznaczyć, czyli podczas samego sądu, czy po rozstrzygnieniu sprawy, lub po zgonie filozofa. W ostatnim razie uczyniłby to dla obrony zasad i myśli swojego przyjaciela i nauczyciela. Przedsięwzięcie to dałoby się z jego naukowemi widokami pogodzić; gdyż często wiele względów razem połączą; i znajdujemy nietylko pojedyncze miejsca, ale nawet ustępy w umysłowych jego badaniach, służące do wystawienia sprawy Sokratesa, i cnot jego obywatelskich. Tym sposobem rzecz dałaby się wytłumaczyć, gdyby pismo nie było w takim kształcie w jakim je mamy. Jakiż bowiem mógł mieć powód Plato, po zgonie Sokratesa przedstawiać go w obronie mówiącego osobiście, przeciw samym tylko oskarżycielom? Więc raczéj musiał Plato w czasie samego sądu tę mowę ułożyć; ale nie mógłby w tym razie nic gorszego zrobić dla swego nauczyciela, jak gdyby piérwéj, nim ten przed sądem za sobą powiedział, obronę w jego imieniu ogłosił; pomógłby raczéj oskarżycielom, dając im przez to poznać, czemu zapobiedz i od czego uwagę sędziów odwieść powinni. Sokratesa zaś położenie byłby pogorszył, stawiając go przez to w potrzebie powtórzenia wiele rzeczy, które Plato z mniejszą mocą jak on sam mógł wystawić. Tak o ile stosowniejsza i przyzwoitsza charakterowi Sokratesa byłaby własna tylko jego obrona, o tyle poprzedzona od innéj, bardziéj stałaby się zgubną dla niego. Nikt zatém na tém przypuszczeniu gruntować się nie będzie. Mógł znowu Plato mieć zamiar, po rozstrzygnieniu sprawy, stan jéj wiadomszym uczynić, i razem pomnik dla niéj wystawić, przez dokładne wystawienie stron obudwóch i sposobu postępowania; ale każdy łatwo przyzna, że nie Sokratesowi przystałoby w tym razie mówić, lecz komu innemu na jégo obronę: bo ten mógłby wiele takich rzeczy wspomnieć, które Sokrates dla swojego charakteru musiałby pominąć; mógłby dowieść, że sprawa od takiego broniona, któryby się nie wstydził powiedzieć czego wielu uczciwych się nie wstydzi, inny skutek byłaby wzięła. Jeżlibyśmy znowu to przyjęli co nam Diogenes z jednego mniéj znakomitego pisarza przytacza, że Platonowi mówiącemu publicznie za Sokratesem nie dozwolono wszystkiego co chciał powiedzieć[4]; miałby w tém piśmie, które potém ułożył, sposobność użyć owych wielkich środków i pomocy wymowy, których siłę sam najpiérwéj odkrył, i bezwątpienia z wielką zręcznością potrafiłby był obrócić je przeciw głównym punktom oskarżenia „że Sokrates nie wierzy w bogów, i młodzież psuje“ a oskarżycielom Sokratesa byłby równie albo może więcéj zarzucił, o zasługach zaś samego w innych odezwał się wyrazach. Lecz kiedy wystawił go słabo broniącego się, nie mógł tego w innym celu uczynić, jak tylko chyba aby okazał w czém ten dobrowolnie sam się potępił łub niechcący pobłądził. Myśl ta Platona znowu musiałaby ubliżać mądrości Sokratesa. Obrona zaś którą mamy, bynajmniéj celu tego nie okazuje; nadto do czegoby służyło w niéj odezwanie się Sokratesa już po wyrzeczeniu wyroku, nie mogące żadnego przychylniejszego skutku sprawić nad ten który wypadł. Pozostaje więc jeszcze tylko domysł że celem tego pisma było przedstawienie prawdziwego stanu sprawy dla Ateńczyków i tych Greków, którzy go nie znali. Lecz czyliż możemy przypuścić, że Plato w tym razie własne dzieło z piérwszych nawet zasad męża nieznane dla Sokratesa, ośmieliłby się wydać pod jego imieniem, nakształt młodego ucznia który tym sposobem chciałby się w wymowie doskonalić. Nikt temu nie uwierzy! Widzieliśmy już owszem, że w tym razie nie miał żadnego na siebie względu, lecz zupełnie poświęcił się dla swojego przyjaciela tak przed jak i po jego zgonie. Nie odważyłby się narazić sławę swojego nauczyciela próbą sił własnych, albo przynajmniéj starałby się okazać całą jego niewinność i wielkość, nie zaś zostawić go jak posąg nagi, i tylko własną pięknością ujmujący; albowiem jakeśmy wyżéj wspomnieli, wiele w téj obronie znajduje się niedostateczności, szczególnie co do zbicia zarzutów[5]. Nic zatém podobniejszego do prawdy, jak że w téj mowie mamy wierny obraz obrony mianéj od samego Sokratesa, o tyle do niéj zbliżony o ile wprawna pamięć Platona mogła z niéj zachować, i o ile zachodzić mogła różnica między wyrzeczoną ustnie na prędce mową, a tąż późniéj na piśmie ułożoną. Ale może kto powie: zkądże mamy pewność że Plato koniecznie, nie kto inny z przyjaciół Sokratesa to uczynił?[6]. Na to odpowiemy: każdy mu to przyzna, kté tylko zna styl i sposób pism Platona, Sokrates mówi w téj obronie tak jak go Plato wszędzie mówiącego wprowadza, a jak żaden z innych jégo uczniów, o ile sądzić możemy z tego co się nam pozostało, nie czyni. Nareszcie jest jeszcze jedna okoliczność, która mówi przeciw przyznaniu piérwotnego początku téj mowy Platonowi; że obrona nie jest w kształcie dialogu w którym Plato wszystkie swoje rozumowania zwykł był podawać, a nawet w Menexenie, chociaż jest tylko mową. Dlaczegożby więc obrona sama miała być odmiennie podana. Co do Menexena powié kto może, że Platonowi z początku forma dialogiczna zdawała się nie tyle potrzebna co późniéj; albo że oddzielił obronę od innych pism nie chcąc jéj poddać pod te same prawa co inne. Ale nie byłoby to wcale stosowném dla Platona, gdyby kto dialogiczną formę w pismach do których ona nie koniecznie jest potrzebną, tylko za dowolnie od niego przybraną uważał. Ma ona zawsze swoje znaczenie, i wpływa na przedstawienie i skutek. Jeżeli tu nie była stosowną, nacóżby jéj koniecznie Plato używał. Zapewne starał się znany obrot mowy zachować, i nie chciał się wystawić na ostry sąd publiczności, któregoby nie uniknął gdyby mowę na dialog był zamienił.




  1. Pierw tłumaczył Apologią Voss. Text grecki oczyścił najlepiéj Bekker, którego edycya pism Platona jest najlepsza. Przyczynili się do tego niemało Forster i Fischer.
  2. Musiał się więc podług praw bronić koniecznie Sokrates, i radzibyśmy dowiedzieć się od Asta, który autentyczność téj obrony zaprzecza, jak się od tego mógł uwolnić.
  3. Przed nim tłumaczyli u Francuzów Apologią Dacier i Thurot.
  4. Plato chciał bronić Sokratesa, leci przy pierwszych wyrazach Sędziowie zaraz mu przeszkodzili.
  5. Niedostateczność ta była powodem Astowi do wydania tak nieprzychylnego o całém piśmie zdania. Jednak prosty Sofista więcéjby popełnił błędów, niż ich tu znaleść można. Sokrates popełnił je przez to, że we wszystkiém myślał tylko o swojém powołaniu i obronę uważał za jedyną sposobność jaka mu się w życiu zdarzyła do objawienia swych zasad i myśli.
  6. Ast utrzymuje że pewien Sophista napisał tę mowę, w któréj Sokratesa samochwalcą robi. Zdanie to jednak na niczém nie oparte, dowodzi tylko próżnéj śmiałości w bezzasadném twierdzeniu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Felicjan Kozłowski.