Przejdź do zawartości

Boska komedya (Dante, 1895)/Część II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Dante Alighieri
Tytuł Boska komedya
Podtytuł Część II. Czyściec
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

b) Część druga. — Czyściec.[1]

Wydostawszy się wązką szczeliną z piekła na drugą półkulę, Dante z Wergilim znajdują się u podnóża góry czyscowej; u wnijścia na nią stoi na straży Katon Utyceński, opromieniony światłem czterech gwiazd (symbol czterech cnót kardynalnych). Ten, przepasawszy biodra poety trzciną (symbol pokory), wpuszcza go razem z przewodnikiem do przedsionka czyscowego, w którym gotują się do pokuty dusze tych, co za życia jej zaniedbywali dla jakichkolwiek powodów. Tu między innemi spotyka poeta swojego przyjaciela, śpiewaka Casellę, trubadura Sordello i kilku Florentynów, oraz monarchów: Manfreda, Karola Andegaweńskiego, Filipa III, cesarza Rudolfa z Habsburga i kilku innych. Z brzaskiem dnia postępując wyżej, dochodzi do bramy, do której prowadzą trzy stopnie marmurowe: biały — gładki i przejrzysty; ciemno-purpurowy — chropawy i popękany, i płomienno-czerwony (Symbolizują one trzy akty pokuty: rachunek sumienia, skruchę i miłość ku Bogu). Na dyamentowym progu bramy anioł płomienistym mieczem wypisuje na czole poety siedm razy literę P (symbol siedmiu grzechów) i wpuszcza wędrowców do właściwego czysca. W pierwszym jego kręgu, a raczej obejściu, pokutują za swą winę pyszni. Przytłoczeni ogromnymi ciężarami, niby karyatydy, mniej lub więcej zgięci, postępują oni wokoło góry, śpiewając psalm pokutny, przystosowany do natury ich winy.

„Ojcze nasz! któryś w Niebie jest i który
Nieogarnięty jesteś — chyba błogą
Czcią, gdy Cię wielbią archanielskie chóry,
Święć się wszelaką Imię Twoje drogą!
I niech stworzenia wszelkie, słodki panie!
Twej mocy dzięki czynią, ile mogą.
Przyjdź ku nam słodkie Twoje panowanie!
Bo cóż mądrością zdziała człek, jeżeli
Ku Tobie z Tobą tylko iść jest w stanie?
Jak wolę własną biorą precz anieli,
By Ci hozanna korne nieść w ofierze,
Niechbyśmy również woli swej nie mieli!
Codzienną mannę niech z nas każdy bierze,
Bez której łatwo wrosnąć w puszczy smugi,
Choćby z niej wnijść człek pracował szczerze!
Jak gdy przewinił przeciw nam kto drugi,
My przebaczamy, — tak ty nam, Jehowo,
Przebacz, nie patrząc naszej w tem zasługi!
Od cnoty naszej wszelką próbę nową,
A z nią też od nas odwiecznego wroga
Z jego kuszącą oddal precz podmową!
I nie jest za nas prośba ta do Boga[2],
Cośmy już zmarli, lecz ku tych korzyści,
Którym za nami zdążać jeszcze droga“.
Tak o nas myśląc, ci nie całkiem czyści
Szli, obciążony mając grzbiet brzemiony,
Jak się to chyba w śnie dręczącym iści.
Szli, choć nie każdy równo był zgarbiony,
Jęczący, z trudem wzdłuż pierwszego kręga,
By się grzechowej brudnej zbyć osłony.
Gdy myśl tych biednych stamtąd ku nam sięga,
Czegoż uczynić dla nich nie należy
Nam, w których dobrej woli tkwi potęga?[3]
Ach! śpieszmy ziemię zmywać z ich odzieży,
By co najprędzej każdy z nich aniołem
W kraje gwiazd wzleciał w szacie całkiem świeżéj!

„Z sprawiedliwością miłosierdzie społem,
Tam, gdzie tęsknoty ciągnie was oskoma,
Daj się wam wrychle skrzydłem wzbić wesołem!
Niech się nam wskazać żaden z was nie sroma
Drabiny waszej; tylko pytam śmiało:
Która tu do niej ścieżka najmniej stroma?
Gdyż ten, co ze mną idzie, mając ciało
Na sobie, ciężką odzież Adamową,
Trudniej nadąża, niżby się przydało“.
Odpowiedź na to zapytania słowo,
Które z ust wyszło mego przewodnika,
Anibyś odgadł, czyją była mową;
Lecz była taka: — „Oto ustroń dzika
W prawo, tam idźcie, aż się przejście zdarzy,
Niem niech się śmiało żywy twój przemyka.
I gdybym nie był jednym z tych nędzarzy,
Którzy, skroń dumną mając od brzemienia
Ku stopom wbitą, wznieść nie mogą twarzy, —
Spojrzałbym: kto jest ten, co nie wymienia
Swej ziemskiej nazwy; aby gnąc kolana,
Mógł się użalić mego udręczenia.
Wielkiego niegdyś byłem syn Toskana
Aldobrandeschi Wilhelm dał mi życie[4]
Nie wiem, czy jego pamięć jest wam znana.
Mych przodków szereg lśniący znamienicie
W taką mię pychę wzbił, żem nędznie matki
Przepomniał wspólnej, którą wy wielbicie...
Tak wszystkiem gardząc, zbrodniarz wielce rzadki,
Głowę w Maremmach Syeneńczykom dałem,
Jak tego lada dziecko weź na świadki.
Jam Humbert! Nie dość, żem śmierć grzesznym szałem
Kupił, że wszyscy moi, jak już wiecie,
Wraz ze mną czołem padli w proch zuchwałem, —
Jeszcze i tu mię głaz ku ziemi gniecie;
Gdyż, nim nademną kary grom zadrzemie,
Tu muszę, czegom nie chciał znać na świecie!“
To gdy on mówił, milcząc patrzę w ziemię...
Wtem inny (tamten wszedł tymczasem w rzeszę)
Zwrócił się ku mnie, mimo swoje brzemię
Z trudnością patrząc, aż ku swej pociesze
Poznał mię, nazwał i wraz ku mnie skinie,
Podczas gdy smutny razem z niemi śpieszę:

„Tyżeś-to — rzekłem — coś był sam jedynie
Godzien w ksiąg mądrość pędzla kłaść ponęty,
On Oderisi, słynny mistrz z Urbino?“[5]
A ten: „Gdy karty szukasz uśmiechniętéj,
Franka z Bolonii patrz dziś malowania[6],
Mnie z bazgrzącemi chadzać już chłopięty!...
A wiesz, w ten sposób mówić co mię skłania?
Dawniej, pierwszeństwa gdy mię jadła trwoga,
Nie miałbyś tego z moich ust wyznania;
Lecz tu w proch wbija pychę mą kaźń sroga —
A jeszcze może byłbym zapadł gorzéj,
Gdybym się nie był zwrócił wczas do Boga.
Ach! tak: próżnością myśmy dziwnie chorzy!
Bo na cóż dziś ci kwitnąć, ziemska chwało,
Gdy cię sławniejsze jutro upokorzy?
Tak Cimabuemu marnie się wydało,
Że on miał pędzla królem być; jeżeli
Głośniejszy Giotto wziął cześć jego całą![7]
Cavalcantiemu tak zdał Guinicelli
Języka berło z rąk[8] — a któż odgadnie,
Czy go już inni znów mu z rąk nie wzięli?
Rozgłos po świecie — to jak wiatr, bezładnie
Wiejący w strony. Nuż z nim ziemskie ślepce!
Dziś bądźcie w górze, by siąść jutro na dnie!
Gdy śmierć twe ciało już zużyte zdepce,
Czyż wieść o tobie z większym brzmi łoskotem,
Niż gdyby anioł zdmuchnął cię w kolebce?
A cóż dopiero w lat tysiące potem!
Co jednak mniej jest, niźli błysk promiennéj
Źrenicy, gdy go zbliżysz z gwiazd obrotem!
Patrz! ów przed tobą, który szedł jak senny,
Toć-że Toskania hołd mu niosła cała —
Dziś ledwie o nim szepczą w grodzie Syenny,
Której był panem. Przed nim padła chwała
Florencyi, tyleż w czasie tym wyniosła,
Ile się dzisiaj bezwstydnicą stała!
Ach! sława ludzka więdnie tak, jak wzrosła!
Bo Tenże sam jest, który jesień ciemną
I który jasną wiosnę ma za posła“...
A ja mu na to: Z słów twych niedaremno
W serce pokorę bierze człek surową.
Lecz powiedz: kto jest ten, co szedł przedemną?

„Tu go Salvanim Provenzanem zową[9];
Z nami jest przeto, że zarozumiale
W Syenie zapragnął rządzić własną głową.
Nie zna on ulgi, odkąd umarł — ale
Znój bez wytchnienia spłatą tu jest człeka,
Co zbyt na ziemi ufał własnej chwale“.
Rzekłem: Jeżeli duch, co krnąbrnie czeka
Z poprawą własną, aż w nim wymrze ciało,
Ma być tak długo od tych miejsc zdaleka,
Ażby nanowo przeżył istność całą,
(Chyba że od tych mąk go uwolnicie)
Że ten wśród was jest — jakże się to stało?[10]
„Oto tak było: na swej chwały szczycie
W Syenie na rynku, liczne mając świadki,
Ukląkł, jakkolwiek wstyd go trawił skrycie,
I tam, pokory dając przykład rzadki,
By Karolowi mógł wypłacić złoto,
Na przyjaciela wykup żebrał składki[11]...
Nie powiem więcej — trzeźwość słów mą cnotą,
A wierz mi, wprędce prawda będzie znana
Tobie i wszystkim twoim[12]. Dość, że oto
Czyn ten oczyścił w Czyscu Provenzana“.

W przejściu z drugiego kręgu do trzeciego anioł zmazuje z czoła Dantego jedno P; to samo powtarza się i w dalszej wędrówce przez wszystkie siedm kręgów właściwego Czysca. W kręgu trzecim jest miejsce pokuty dla zazdrośnych; z powiekami, pozszywanemi drutem, w grubej włosiennicy, jeden drugiego plecami podpiera, a wszystkich razem podpiera góra. Jak pyszni w cnocie pokory, tak ci ćwiczą się w cnocie miłości bliźniego. W gęstym i gryzącym dymie kręgu czwartego przebywają ci, co grzeszyli gniewem. Tu Marco Lombardo, zmarły przyjaciel Dantego, zapytany o przyczynę niezwykłego zepsucia na świecie, widzi ją w zachwianiu równowagi pomiędzy władzą cesarską i papieską i zagarnięciu władzy świeckiej przez namiestników św. Piotra. W kręgu piątym pokutują leniwi, nieustannym biegiem mażąc swoją winę i zaprawiając się jednocześnie do gorliwości. Po wnijściu do tego kręgu Wergiliusz tłómaczy Dantemu: dlaczego i jak ludzie grzeszą i na czem polega istota wolnej woli. W szóstym kręgu, gdzie oczyszczają się z win swoich chciwi, Dante znajduje papieża Adryana VI († 1276) i Hugona Kapeta, protoplastę panującej we Francyi dynastyi Kapetyngów; Hugo potępia nieuczciwą politykę swoich potomków, przepowiada niedaleki zamach Filipa Pięknego na Bonifacego VIII. i oburza się na ten czyn, jako na powtórne umęczenie Zbawiciela. Wtem wstrzęsła się góra czyscowa i ze wszech stron rozległ się okrzyk: »Gloria in excelsis Deo«. To jedna dusza ukończyła pokutę czyscową, a mianowicie poeta rzymski Stacyusz. Towarzyszy on w dalszej drodze Dantemu i Wergiliuszowi. W siódmym kręgu przebywają winni grzechu obżarstwa; w ósmym wreszcie — winni grzechu nieczystości. Pierwsi cierpią głód i pragnienie, drudzy skwar płomieni czyscowych. Anioł wzywa Dantego, żeby przeszedł przez te płomienie; poeta się waha; dopiero gdy Wergiliusz oznajmia mu, że za temi płomieniami ujrzy Beatryczę, nabiera odwagi do ich przebycia. Po drugiej stronie, u wnijścia do raju ziemskiego, zajmującego dziewiąty, najwyższy krąg góry czyścowej, Wergiliusz oznajmia poecie, że dalej prowadzić go już nie może, i wkrótce potem znika. Drogę Dantemu zastępuje jakaś Matylda (symbol życia czynnego, czy może kapłaństwa) i przyprowadza go nad brzeg Lety. Za tą rzeką, której wody dają zapomnienie grzesznej przeszłości, Dante widzi Beatryczę na rydwanie (symbol kościoła), ciągnionym przez gryfa (symbol Chrystusa), poprzedzanym przez dwudziestu czterech starców (dwadzieścia cztery księgi starego Testamentu) i mającym po bokach cztery tajemnicze zwierzęta skrzydlate i uwieńczone zielonym liściem (czterej ewangieliści). Beatrycze, mająca trzy niewiasty po prawicy (trzy cnoty teologiczne) i cztery po lewicy (cztery cnoty kardynalne), zwraca się do Dantego z wyrzutami, że zapomniawszy o niej, brnął coraz bardziej w nieprawości świata, i każe mu wyznać swoje winy, zanim przekroczy Letę. Przygnębiony wstydem i poczuciem win swoich, Dante pada zemdlony i odzyskuje przytomność już w nurtach Lety, podtrzymywany przez Matyldę. Oczyszczony w ten sposób i obmyty z grzesznej ziemskości, na rozkaz Beatryczy przygląda się allegorycznym dziejom kościoła od początku aż do przeniesienia stolicy apostolskiej do Avignonu. Beatrycze daje mu potrzebne wyjaśnienia, przepowiada kres nieporządków na świecie z chwilą, gdy władza cesarska odzyska należną powagę, i każe dla dobra zepsutego świata, wszystko, co widział, spisać po powrocie na ziemię. Poczem na jej życzenie Matylda prowadzi Dantego do rzeki Eunoe (przypomnienie dobrego). Pokrzepiony jej wodą, czuje się poeta zdolnym do oglądania cudów szczęśliwości Raju.




  1. Dante wyobraża sobie Czyściec jako górę stożkowatą, wznosząca się wśród oceanu na południowej półkuli. Z dziewięciu kręgów, na jakie jest podzielony, pierwszy stanowi przedsionek czyscowy, siedm następnych, coraz wyżej leżących, — właściwy Czyściec, ostatni na spłaszczonym szczycie góry — to raj ziemski.
  2. Jako zmarli nie są już wystawieni na pokusy, prośba więc ich o oddalenie pokus ma na względzie żyjących.
  3. Modlitwa żywych za dusze, w czyscu będące, ma moc skracania im pokuty.
  4. Aldobrandeschi Humbert, syn Wilhelma, hrabia Santafiore, dumą swoją naraził się Syeneńczykom i ci zamordowali go w Compagnatico, miejscowości, należącej do jego hrabstwa w Maremmach.
  5. Oderisi d’ Agubbio w księstwie Urbino był sławnym miniaturzystą w końcu w. XIII.
  6. Franco Bolognese, także sławny miniaturzysta, młodszy nieco, niż Oderisi.
  7. Cimabue († 1300) i Giotto († 1336) — dwaj najsłynniejsi malarze włoscy w końcu XIII i początkach XIV w.
  8. Gwido Guinicelli († 1276) był jednym z najwcześniejszych poetów włoskich; Gwido Cavalcanti († 1301) należał do poetów współczesnych Dantemu.
  9. Salvani Provenzano był wielkorządcą Syeny w tym czasie, kiedy Gibelinowie z Syeny zadali Gwelfom z Florencyi dotkliwą klęskę pod Montaperti (1260).
  10. To znaczy: Jakim sposobem Salvani znajduje się tutaj, kiedy dusze tych, co odkładali pokutę aż do śmierci, muszą w przedsionku czyscowym pozostawać tak długo, jak długie było ich życie.
  11. Tym przyjacielem był Vigna, trzymany w niewoli przez Karola I, króla Apulii.
  12. Oderisi daje tu do zrozumienia Dantemu, że sam on wkrótce pozna na wygnaniu, jak jest boleśnie wyciągać rękę po wsparcie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Dante Alighieri i tłumacza: Felicjan Faleński.