Przejdź do zawartości

Chrystus (Kasprowicz, 1912)/Golgota

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

XII.

GOLGOTA.

I przywiedli go na miejsce Golgata, co się wykłada: miejsce trupich głów.
Ś-ty Marek. XV. 22.

A ci, którzy mimo chodzili, bluźnili mu, chwiejąc głowami swojemi.
Ś-ty Mateusz. XXVII. 33.

A o godzinie dziewiątej zawołał Jezus wielkim głosem: Eloi! Eloi! Lamma sabachtani, co się wykłada: Boże mój! Boże mój! czemuś mnie opuścił!
Ś-ty Mateusz. XV. 34.


Zasię przywiódłszy na puste go wzgórze,
Co od głów trupich zowie się Golgata,
I zdjąwszy suknie — w królewskiej purpurze

Gwoli igraszki lśnił monarcha świata,
Co świat owładnąć pragnął sercem swojem —
Na krzyż przybili krwawą ręką kata.

I na skroń bladą, owiniętą zwojem
Cierni i głogów, pluje tłuszcza podła,
Mieszając ślinę z krwi przeczystym zdrojem...


I tak go między zbrodniarzy przywiodła
Myśl, co się rwała kawałami serca,
By duchom ludzkim nowe stawić godła!

I tak to w miejsce kwietnego kobierca,
Na którym spocząć winien prorok wzniosły,
Droga krzemienna i szczyt-trupożerca.

I barwne tłumy wciąż rosły i rosły:
Bogaci w szaty, obszarpańce wstrętni,
A wszyscy śmiechu i urągań posły.

Na głuchem wzgórzu dzisiaj życie tętni,
Lecz życie zbrodni; tu, gdzie ani trawy,
Że serce ludzkie bije coraz smętniéj,

Zgraja w radośne rozkłębia się wrzawy:
Pieni się, klaszcze, chichocze, lży, wyje,
Że aż zamiera w gardłach głos chropawy.

Rozpiera łokcie, w górę wznosi szyje,
Krzycząc: »Niech ujrzym!... Oto idą straże!...
Ustąpcie!... Dalej!...« Syczy, jak te żmije,

Jak w lód rzucona stal, gdy cała w żarze.
Plwa, zieje, wrzeszczy, jako psiarnia szczeka,
Jelenia w pustym złowiwszy obszarze:

»Ehej!... spojrzyjcie na tego człowieka!
Syna bożego!... Króla Izraela,
Który — tak głosił — na tron judzki czeka!

Hej! królewskiego-ś doczekał wesela!
Na wyniesionym, hejże! jesteś tronie,
A władzę z tobą dwóch łotrów podziela!« —

W ukrzyżowanych bowiem łotrów gronie
Konał ten Czysty, ten Człowiek bez winy,
Którego dusza, jak świt jasny płonie —


»Jedynowładnym jeśliś tej krainy,
Pokaż!... Z cedrowej zstąp teraz stolicy,
A przyjmą ciebie Dawidowe syny!

A jeśliś mówił: »Rozwalę świątnicy
Kamienne szczyty i w trzech dniach jej mury
Wzniosę na nowo«, rozkaż błyskawicy,

Niech gromem spadnie znad karmelskiej góry,
Rozedrze krzyż twój i ciebie w swym błysku
Stawi żywego i wróci znów w chmury,

Na galilejskiem wyrosły śmiecisku,
Pyszałku nędzny!... Psem w ciasnej obroży
Było strzedz tobie, ku dzieci igrzysku,

Nazareńskiego podwórka!... Syn boży!...
Wstrętny bluźnierca!... Oto jak go słucha
Ten Bóg... ten Ojciec... nasz!!!« I tak się sroży

Wśród czarnych mętów ludzkich serc i ducha,
Pokalanego zawiścią i zdradą,
Ta nawałnica... A na krzyżu głucha

Zwolna zamiera pieśń boleści... Bladą
Twarz ściągłe bruzdy rysują: to skonów
Duchy swe ręce lodowate kładą —

I całe ciało, jak narzędzie tonów,
Drży... Każden muskuł, każda drobna żyła,
Jako ta struna, pośród milionów

Wibracyi drży... drży... Ach! to skarga była,
Że ci krzyżują, rzucają nań ślinę,
Których chciał zbawić... A potem jej siła,

Ukryta w duszy posępną głębinę,
Rośnie, wciąż rośnie, aż w rozpacz wyrośnie...
Mistrz śmierć odpycha i, zwróciwszy sine


Oczy ku niebu, zajęczy rozgłośnie:
»Eloi! Eloi! Lamma sabachtani —
Przecz mnie-ś opuścił? Boże! Boże!...«


TŁUSZCZA.

Sprośnie

Skończył ten człowiek — bluźnierstwem, co rani
Czyste nam serca!... Ehej!... idźmy...


LUCYFER.

Boże!...
Bo... niema Boga!...


CHÓR ANIOŁÓW.

Z niebieskiej przystani

Przypłynęliśmy, aby zgasić zorze,
Gwiazdy i słońce ciężkim łez potokiem,
Bo oto zagasł, co ziemi bezdroże

Oświecał duchem! Nad wielkim prorokiem,
Nad synem Twoim, Boże! co się złożył
Dziś do mogiły, niechaj żalu mrokiem

Serce się wieków zakryje... Przedrożył
Boże-ś tę ziemię jego krwią... to błaha
Czerń —


LUCYFER.

A kto stworzył czerń tę? Kto ją stworzył?
 
Hahahaha!...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.