Przejdź do zawartości

Czarny orzeł (Dubrowski)/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Puszkin
Tytuł Czarny orzeł
Podtytuł (Dubrowski)
Wydawca Tow. Wydawnicze "Rój" i Księg. E. Wende S-ka
Data wyd. 1926
Druk Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Lange
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIX.

Wśród mrocznego lasu, na niewielkiej polanie, wznosiła się mała fortyfikacja ziemna, złożona z rowu i wału, za któremi znajdowało się kilka szałasów i ziemianek. Nazewnątrz jadło obiad ze wspólnego kotła wielu ludzi, w których odrazu można było poznać rozbójników, po różnorodnej odzieży i uzbrojeniu. Na wale przy małej armatce siedział strażnik, podkuliwszy nogi pod siebie. Wstawiał on łatę w pewną część swego stroju, władając igłą ze sprawnością, zdradzającą biegłego krawca i rozglądał się na wszystkie strony.
Jakkolwiek kubek kilka razy krążył z ręki do ręki, dziwne milczenie panowało w tej gromadzie; rozbójnicy zjedli obiad; jeden za drugim wstawał i modlił się; niektórzy rozeszli się do szałasów, inni zaś pobrnęli w las lub legli, by się zdrzemnąć według rosyjskiego zwyczaju.
Strażnik ukończył swą pracę, strzepnął swe gałgany, nacieszył się łatą, wsadził igłę w rękaw, usiadł na armacie jak na koniu i na całe gardło zaciągnął starą, melancholijną pieśń:
Oj nie szum ty matko zielona dąbrowo!
Wtedy otworzyły się drzwi jednego z szałasów i starucha w białym czepcu, ubrana porządnie i czysto, zjawiła się na progu, „Dosyć Stiepka, rzekła gniewnie, pan odpoczywa, a ty sobie wyjesz, nie macie wy sumienia ni litości.“ — Przepraszam Pietrowna, odrzekł Stiepka, — pięknie już nie będę, niechże on sobie ojciec odpoczywa i zdrowieje. — Staruszka odeszła a Stiepka zaczął chodzić po wale.
W szałasie, z którego wyszła staruszka, leżał na ubogiem łóżku za parawanem raniony Dubrowski. Przed nim na stoliku leżały jego pistolety a szabla wisiała nad głową. Ziemianka była wyłożona i wysłana bogatemi dywanami; w kącie znajdowała się srebrna damska toaleta i lustro. Dubrowski trzymał w ręce otwartą książkę, lecz oczy miał zamknięte. A staruszka, poglądająca na niego z za parawanu nie mogła się zorjentować czy zasnął czy tylko się zadumał.
Nagle Dubrowski wzdrygnął się. W fortecy powstał alarm i Stiepka wsunął głowę w okno. „Ojcze Włodzimierzu Andrejewiczu! zakrzyknął — nasi dali nam znak, szukają nas.“
Dubrowski kazał zamknąć wrota a sam poszedł opatrzyć armatę. W lesie rozległy się głosy i zaczęły się przybliżać. Rozbójnicy oczekiwali w milczeniu. Nagle trzech czy czterech żołnierzy wyszło z lasu i natychmiast ukryło się, dając znak towarzyszom wystrzałami. „Przygotować się do walki!“ rzekł Dubrowski i rozpoczął się ruch między rozbójnikami; znów wszystko ucichło. Wówczas usłyszano hałas zbliżającej się komendy; błysnęła broń między drzewami; półtora setki żołnierzy wysypało się z lasu i z krzykiem natarło na wał. Dubrowski przytknął lont; strzał był trafny — jednemu oderwało głowę, dwu było ranionych. Między żołnierzami powstało zamieszanie, lecz oficer rzucił się naprzód i żołnierze za nim wpadli do fosy. Rozbójnicy strzelili do nich z karabinów i pistoletów a potem z toporami w ręku zaczęli bronić wału, na który leźli wściekli żołnierze, zostawiając w rowie dwudziestu rannych towarzyszy. Zaczęła się walka na białą broń. Żołnierze byli już na wale, zbójcy zaczęli się cofać, gdy Dubrowski podszedł do oficera, przyłożył mu pistolet do piersi i wystrzelił. Oficer runął nawznak, kilku żołnierzy podchwyciło go na ręce i pośpiesznie uniosło w las; reszta, pozbawiona dowódcy, zatrzymała się. Ośmieleni zbójcy wyzyskali tę chwilę niepewności, zgnietli ich, wcisnęli w rów i oblegający uciekli; rozbójnicy z wrzaskiem popędzili za nimi. Zwycięstwo było zdecydowane. Dubrowski, ufny w zupełne rozbicie wroga, zatrzymał swych ludzi, zamknął się w twierdzy, zdwoił straż i nikomu nie pozwolił odchodzić, każąc zebrać rannych.
Ostatnie wypadki zwróciły nie na żarty uwagę rządu na zuchwałe rozboje Dubrowskiego. Zebrano wiadomości o jego miejscu pobytu. Wyprawiono rotę żołnierzy, aby go wziąć żywego lub martwego. Schwytano kilku ludzi z jego szajki i dowiedziano się, że między nimi już Dubrowskiego nie było. W kilka dni potem zebrał on wszystkich swych współtowarzyszy i zawiadomił ich, że chce opuścić ich na zawsze, radząc im także zmienić tryb życia. „Wzbogaciliście się pod mojem dowództwem, każdy z was ma wygląd, z którym bezpiecznie może udać się do jakiejś oddalonej gubernji i tam spędzić resztę życia w szlachetnej pracy i dostatku. Lecz jesteście wszyscy opryszkami i zapewne nie zechcecie porzucić swego rzemiosła.“ Po tej rozmowie porzucił ich, wziąwszy z sobą tylko jednego X. Nikt nie wiedział, gdzie się on podział. Początkowo wątpiono o prawdzie tych zeznań — przywiązanie rozbójników do wodza było bowiem znane — sądzono, że chcieli go oni uratować, lecz następstwa potwierdziły ich słowa. Groźne odwiedziny, pożary i grabieże ustały; drogi były bezpieczne.
Późniejsze wieści doniosły, że Dubrowski ukrył się zagranicą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Puszkin i tłumacza: Antoni Lange.