Przejdź do zawartości

Historja O-Tei

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lafcadio Hearn
Tytuł Historja O-Tei
Pochodzenie Czerwony ślub i inne opowiadania
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1925
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku, Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
HISTORJA O-TEI


Dawno już temu, w mieście Niigata, w prowincji Iczidzen żył człowiek, nazwiskiem Nagao Czozei.
Nagao był synem lekarza i również został na lekarza wykształcony. W młodym wieku został zaręczony z panienką, imieniem O-Tei, córką jednego z przyjaciół ojca. Obie rodziny postanowiły, że ślub ma się odbyć jak tylko Nagao ukończy studja. Okazało się jednak, że zdrowie O-Tei jest słabe. Galopujące suchoty skosiły ją w piętnastym roku życia. Kiedy zrozumiała, że musi umrzeć, zawezwała Nagao, aby się z nim pożegnać.
— Nagao-Sama, oblubieńcze mój, od dzieciństwa byliśmy zaręczeni, z końcem tego roku bylibyśmy zaślubieni. Ale, jak widzisz, muszę umrzeć; bogowie wiedzą, co jest dla nas najlepsze. Gdybym mogła żyć jeszcze kilka lat, byłabym wciąż powodem zgryzot i trosk dla drugich. Z tem słabem ciałem nie mogłabym być dobrą żoną, dlatego nawet pragnienie życia dla ciebie byłoby pragnieniem bardzo samolubnem. Jestem gotowa umrzeć i chcę abyś mi przyrzekł, że nie będziesz rozpaczał… Prócz tego chcę ci powiedzieć, iż zdaje mi się, że się znów spotkamy.
— Istotnie spotkamy się — odpowiedział Nagao poważnie — i w tym Czystym Kraju nie będzie już cierpienia rozłąki.
— Nie, nie! — mówiła łagodnie, — nie miałam na myśli Czystego Kraju. Jestem pewna, że przeznaczeniem naszem jest spotkać się znowu na tym świecie — mimo, iż jutro będę pogrzebana.
Nagao spojrzał na nią zdumiony i spostrzegł, że ona śmieje się z jego zdziwienia. Mówiła dalej swym miłym, marzącym głosikiem.
— Tak jest, mam na myśli ten świat — to twoje życie, Nagao-Sama. Oczywiście, o ile sobie tego życzysz. Tylko, aby to mogło się stać, muszę się znowu urodzić jako dziewczyna i wyrosnąć na kobietę. Będziesz musiał poczekać. Piętnaście, szesnaście lat — to bardzo długo… Ale, mój niedoszły małżonku, masz dziś dopiero osiemnaście lat…
Chcąc osłodzić jej chwile konania odpowiedział tkliwie:
— Czekać na ciebie, oblubienico moja, jest nie tylko radością, ale i obowiązkiem. Związani jesteśmy ze sobą na przeciąg siedmiu istnień.
— Ale ty wątpisz? — zapytała, wpatrując mu się w twarz.
— Moja droga! — odpowiedział — wątpię czy będę mógł poznać cię w obcem ciele i pod obcem imieniem — o ile nie dasz mi jakiegoś znaku lub sposobu rozpoznania.
— Tego uczynić nie mogę — odpowiedziała — tylko bogowie lub Buddowie wiedzą w jaki sposób i gdzie się spotkamy. Ale ja jestem pewna — że, o ile nie zechcesz mnie odtrącić, potrafię do ciebie powrócić… Zapamiętaj moje słowa.
Urwała i zamknęła oczy. Nie żyła.

∗          ∗

Nagao był szczerze przywiązany do O-Tei, skutkiem czego żal jego był głęboki. Sporządził tabliczkę żałobną, zapisaną jej dzokumjo[1], umieścił ją w swoim bucudanie[2] i codzień składał przed nią ofiary. Dużo myślał o dziwnych rzeczach, jakie mówiła O-Tei tuż przed śmiercią, i, w nadziei zrobienia przyjemności jej duchowi, napisał uroczystą obietnicę, że ją zaślubi o ile kiedykolwiek wróci do niego w drugiem ciele. Tę napisaną obietnicę zapieczętował swoją pieczęcią i umieścił w bucudanie obok żałobnej tabliczki O-Tei.

Jednakże, ponieważ Nagao był jedynakiem, musiał się ożenić. W krótkim czasie ujrzał się zmuszanym do uczynienia zadość życzeniom swej rodziny i do przyjęcia żony z wyboru ojca. Po ślubie w dalszym ciągu stawiał ofiary przed tabliczką O-Tei i zawsze wspominał o niej ze szczerem uczuciem. Stopniowo jednak obraz jej zacierał się mu w pamięci jak sen, który trudno sobie przypomnieć.
Lata mijały.
Podczas tych lat spadło na niego niemało nieszczęść. Śmierć zabrała mu rodziców, potem żonę i jedyne dziecko, tak, że pozostał sam na świecie. Porzucił swój opuszczony dom i wybrał się w długą podróż w nadziei, że zapomni o swych zmartwieniach.

Podczas tej podróży stanął pewnego dnia w Ikao — wiosce górskiej, do dziś słynnej ze swych ciepłych źródeł i przepięknego położenia. W zajeździe, w którym stanął, przyszła do niego młoda dziewczyna, która go miała obsługiwać. Nagao, rzuciwszy tylko wzrokiem na jej twarz; uczuł, że serce bije w nim tak, jak nigdy jeszcze. Dziewczyna była tak nadzwyczajnie podobna do O-Tei, że Nagao szczypał się, aby się przekonać, że nie śpi. Kiedy wchodziła i wychodziła, to przynosząc ogień i jedzenie, to znów przygotowując pokój dla gościa — każdy jej ruch przywodził mu na myśl jakieś miłe wspomnienie dziewczęcia, z którem był w młodości zaręczony. Przemówił do niej, a ona odpowiedziała łagodnym, czystym głosem, którego słodycz zasmuciła go smętkiem minionych dni.
A wówczas, niezmiernie zdumiony, zapytał ją, mówiąc:
— Starsza siostrzyczko, jesteś tak podobna do kogoś, kogo znałem przed laty, że byłem zdumiony kiedy pierwszy raz weszłaś do tego domu. Wybacz mi przeto i pozwól zapytać się gdzie się urodziłaś i jakie jest twoje imię?
Natychmiast — niezapomnianym głosem umarłej — odpowiedziała jak następuje:
— Nazywam się O-Tei, a ty jesteś Nagao Czozei z Iczigo — mój niedoszły mąż. Przed siedemnastu laty umarłam w Niigata; wówczas napisałeś obietnicę, iż ożenisz się ze mną, jak tylko powrócę na ten świat w ciele kobiety. Zapieczętowałeś tę obietnicę swoją pieczęcią i schowałeś w bucudanie wraz z tabliczką z mojem imieniem. Oto dlaczego wróciłam.
Wypowiedziawszy te słowa, zemdlała.

Nagao ożenił się z nią i małżeństwo to było szczęśliwe. Ale żona jego nigdy nie mogła sobie przypomnieć co odpowiedziała mu na jego zapytanie w Ikao; nie pamiętała też nic ze swego poprzedniego życia. Wspomnienie pierwszego istnienia — tajemniczo ożywione w chwili tego spotkania — zaciemniło się znów.
I tak już pozostało.

(Kwaidan).







  1. Buddystyczny wyraz „dzokumjo“ oznacza imię, noszone przez człowieka za życia; po śmierci nadaje mu się imię inne.
  2. Buddyjska kapliczka domowa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lafcadio Hearn i tłumacza: Jerzy Bandrowski.