Przejdź do zawartości

Kamienica w Długim Rynku/XXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Pan Jakub chociaż się domyślał uczuć córki, a nie mógł nie postrzedz zabiegów i starań Teofila — musiał udawać że nic nie widzi... że nie wié o niczém. Wszystko to minęło bez otwartego rozmówienia się Wojdskiego z synem, syna jego z panem Jakubem ojcem Klary, a nawet rodzica z córką... Młodzieńcza miłość dwojga ludzi ograniczała się do ich dwojga a jeśli rodzina i świat wiedzieli o niéj, domyślali się, to nie z wyznań dzieci, ale z tego co biło w oczy i nie dozwalało wątpić o wzajemném przywiązaniu Teofila i Klary. Miłość ich téż była spokojna bo pewna siebie, głęboka, nie zrażająca się przeszkodami, jakie na drodze swéj spotykać miała. Nikogo ona nie niecierpliwiła bardziéj nad starego Wudtke-Wojdskiego... oburzało go samo przypuszczanie ażeby syn jego mógł pomyśléć o pannie która co najwięcéj w posagu przynieść miała dom niepraktycznie urządzony i willę zruinowaną... Położenie p. Jakuba było nader skromne, a ów skarb o którym głuche chodziły wieści, wzbudzał, już tylko śmiéchy i szyderstwa. Ruszano ramionami gdy o nim była mowa. Wistocie skąpy ów dziad Albert zmarł w r. 1816, od tego czasu upływało prawie pół wieku; zatarły się więc nawet wszelkie ślady owego tajemniczego schowania a odkrycie mogło nastąpić chyba w skutku przypadku. Wudtke wreszcie z wielą innymi utrzymywał, że skarb ten nigdy nie istniał, że to było marzenie familii, że piéniądz na fałszywych spekulacyach został stracony, a ze wstydu w regestrach nie wzmiankowano o katastrofie która go pochłonęła. Na dowód przytaczał p. Wudtke w domniemanym czasie zaszłych kilka wielkich bankructw w Anglii, które się w Gdańsku czuć dały. Stary Albert widać wszystko co miał musiał powierzyć jednemu z tych domów, które kryzys handlowa i finansowa pochłonęła.
Główną pobudką dla ojca p. Teofila do sprzeciwienia się nawet przypuszczeniu małżeństwa między córką Paparony a jego synem, był — trzeba to wyznać — majątek. Jedną z zasad dla starego było, iż Teofil spadkobierca tak znacznego domu, przytém sam z siebie człowiek znakomity i wykształcony, miał prawo i powinien się był dobijać ożenienia stosownego, któreby mu przyniosło drugie tyle fortuny a w dodatku stosunki arystokratyczne lub ze sferami rządowemi. Wudtke był ambitny i wiedział że z za kantoru bankiera łatwo się przechodzi na... wszystkie możliwe świetności i władzy stopnie. Nie możnaby mu było tego miéć za złe, gdyby nie znał Klary i nie potrafił jéj ocenić...
Ręka Klary warta była więcéj dla człowieka takiego jak Teofil nad najświetniejszą pozycyą — ona jedna mogła być dlań prawdziwą towarzyszką życia... Ale stary Wudtke, praktyczny przedewszystkiém, mało w ogóle wagi przywiązywał do roli kobiéty w życiu.
To cośmy wyżéj powiedzieli o kobiécie w Niemczech i jéj właściwych przymiotach, musiémy dopełnić z powodu starego Wudtke, postrzeżeniem, iż właśnie Niemcy z małemi wyjątkami, te niewiasty swe tak godne szacunku, ważą sobie i cenią jak najmniéj. Daje się to dotkliwie postrzegać nawet w codzienném pożyciu... Kobiéta gra rolę skromną, podrzędną, często aż nadto cichą i pokorną, jest naprzód gospodynią i sługą, a rzadko kiedy prawdziwie towarzyszką i przyjaciółką mężczyzny. Ażeby się dobić innego stanowiska, wyjątkowego, nie mało energii potrzeba.
Stary Wudtke właśnie się może obawiał w Klarze jéj wyższości a w synu swym słabości zbytniéj, ożenienie takie zdało mu się niepraktyczném...
Wyraz ten ulubiony szanownemu bankierowi, często, do zbytku spotykający się na jego ustach, malował — jakieśmy mówili — całego człowieka. Co nie było praktyczném, to choćby było najrozumniejszém i najświętszém, zdawało mu się zawsze grzeszném i niedorzeczném: piérwszą własnością wymaganą przezeń od człowieka i od czynu, była — praktyczność.
Przy największém wszakże staraniu o to aby z syna uczynić człowieka praktycznego, pan Daniel zupełnie chybił celu. Teofil był raczéj młodzieńcem teoryi, przyszłości niż teraźniejszości i praktyki; lubił sztukę, poezyą, nauki, myślenie a praktykę powszedniego życia uważał za podściół tylko, na którym wyrastać miały ideały karmiące człowieka...
Bystre ojca oko dostrzegło ze smutkiem tę ułomność syna, ale złożyło ją na karb młodości, na szumowiny które się ustać miały i opaść, gdy piérwsza fermentacya młoda się ukoi...
Pan Teofil pojechał na naukę do Berlina posłuszny ojcu, ale... ale co kilka dni pisywał do Klary a co kilkanaście znajdował bardzo ważne powody do odwiédzania ojca...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.