Przejdź do zawartości

Nowe monologi/Dlaczego nie mogę wygłosić monologu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Wilhelm Rappaport
Tytuł Dlaczego nie mogę wygłosić monologu
Pochodzenie Nowe monologi
Wydawca Wydawnictwo „Odrodzenie”
Data wyd. 1946
Druk Księgarnia i Drukarnia Katolicka
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DLACZEGO NIE MOGĘ WYGŁOSIĆ MONOLOGU.


(Mężczyzna lat 50 — we fraku, bez jednej poły — wystraszony i blady wpada na scenę przez drzwi środkowe — na progu staje, jakby przytrzymany przez kogoś za połę fraka — szamotając się, usiłuje wyrwać się z trzymających go rąk — mówi, twarzą na pół zwrócony za drzwi, na pół do widowni).


...Ależ, jak cię kocham Petronelciu, że tylko przeproszę publiczność za zawód! Puść duszyczko! No, puść połę fraka, bo jeszcze ją urwiesz! Petronelciu miej że rozum! Przecież obiecałem, że wygłoszę dziś monolog, więc niechże choć przeproszę za zawód! (do publiczności). Chciałem państwo bardzo przeprosić, że dziś nie będę mógł monologu wygłosić, z powodu przeszkód natury familijnej... Jak widzicie państwo, powstrzymują mnie ważne przyczyny rodzinne... (zwrócony do drzwi). No, puść duszyczko połę fraka, bo ją urwiesz! Puść Petronelciu! Przecież dobrze wiesz, że to nie mój frak! Podskakiewicz pożyczył mi go tylko na pół godziny na słowo honoru... Bo mnie do desperacji przyprowadzisz dzisiaj! (wskazuje na publiczność). Patrz, jak publiczność śmieje się ze mnie! Opamiętaj się kobieto! (ze wzrastającym oburzeniem). Jeśli natychmiast nie puścisz poły fraka, to się przekonasz, że i ja mogę jeszcze być mężczyzną! Puść do diabła ciężkiego! (do publ.). Proszę mi darować, że chwilowo trzymają mnie obowiązki rodzinne, ale zaraz wyjaśnię dlaczego dziś monologu nie mogę... (zwrócony do drzwi). Ostatni raz ci mówię Petronelciu: puść! Nie?... Otóż ci pokażę, że tak! (rozmachuje się jakby do skoku). Raz, dwa, trzy! (wyrywa się z całej siły z trzymających go rąk i upada na środek sceny). Ach, puściła wreszcie! (podnosi się z ziemi i strzepuje pył z ubrania). Taki skandal! Pierwszy raz coś podobnego mnie spotyka... Wściekła się baba! — nic innego, tylko musiała się wściec! (Ogląda poły fraka — z przerażeniem). Gwałtu! Urwała mi całą połę fraka! Całkiem prawie nowy frak Podskakiewicza... Co ja teraz powiem Podskakiewiczowi? (łapie się za głowę). Nie, to oszaleć można. (ogląda urwaną połę tyłem zwrócony do publiczności). A tak mi w nim było do twarzy!... Któż to się mógł spodziewać?... Pożyczyłem sobie ten frak, aby szanowną publiczność przeprosić za zawód i wyjaśnić dlaczego dziś monologu wygłosić nie mogę a tu taki pech! (po chwili). A to mnie baba chwyciła! Myślałem, że się już chyba nigdy nie wyrwę z jej rączek! (z ironią). To się nazywa przywiązanie rodzinne! (machnięcie ręką). Et, raczej przytrzymanie rodzinne, widzieliście państwo, a nie żadne przywiązanie! (po chwili). Dobrze, że choć za sukno bez mięsa chwyciła! (wzdycha). Miła żonka, nieprawdaż?... (do publ.). Pani się uśmiecha? Pani pewnie nigdy jeszcze nie była mężem Petronelci? Państwo jej jeszcze nie znacie! Ho, ho! (chodzi wzburzony po scenie i co chwila staje, zastanawiając się). Jak ja mogłem taką kobietę wziąć za żonę? Prawdą a Bogiem, to ja ją sobie wcale nie wziąłem! To raczej ona mnie wzięła — a jeszcze lepiej powiedziawszy — kazała mnie siebie wziąć... Jestem tak zdenerwowany, że muszę sobie zapalić jedynego papierosa, który mi codziennie Petronelcia przydziela. (zapala, potem ogląda urwaną połę fraka). Ładnie mnie urządziła! Wyglądam teraz jak minister bez teki... Myślała, że mając połę fraka w garści, nie odważę się pokazać przed szanowną publicznością... Ale omyliła się! (wpada w złość). Na złość jej pokazałbym się szanownej publiczności nawet bez drugiej poły; wogóle bez fraka, bez kamizelki, bez... tych (połapuje się, że się zagalopował). Tfu! Co ja wygaduję? Proszę mi darować, ale ta kobieta wyprowadziła mnie dzisiaj ze samego siebie, choć mamy ustawę o ochronie lokatorów (siada — mówi refleksyjnie). Jak ja się mogłem ożenić z tą kobietą?... Jak?... Było to przed 20 laty. Miałem wtedy małą pensję, a ona miała ćwierć... nie! — pół ćwierci z jednej trzeciej kamienicy. Ano, myślę sobie: kobieta niczego; ma duże, czarne oczy i takie same ręce i nogi; plecy, choć nawróć czwórką — no i ćwierć z jednej trzeciej kamienicy — spróbować nie zawadzi. Co prawda, szpeciła ją wtedy brodawka na podgardlu, ale jeden młody akademik, co to się u nas stołował, twierdził, że ta brodawka, to jest pieprzyk, który każdej kobiecie w różnych miejscach dodaje pikanterii... A niech tam, — myślę sobie — jedna brodawka mniej, jedna więcej, to w małżeństwie nic nie znaczy! Była wprawdzie chwila za czasów naszego narzeczeństwa, że chciałem od Petronelci drapnąć, ale kiedy raz siedziałem z nią w ciemnym pokoju, przycisnęła się do mnie tak blisko, że nie chcąc uchodzić za gbura pocałowałem ją właśnie w tę brodawkę. W tej chwili, ona — to jest Petronelcia a nie brodawka — zerwała się z miejsca i poczęła szlochać; (przedrzeźnia głosem kobiecym). Pan mnie unieszczęśliwiłeś, zabrałeś mi moją cnotę dziewiczą, mój wstyd, moje wszystko!
Jakie wszystko? — śmiałem zaoponować — brodaweczka u pełnoletniej dziewicy nie jest jeszcze wszystkiem! (zrezygnowane machnięcie ręką). Et, szkoda gadać! Wpadłem, — jak wół do karety! (zrywa się z miejsca). Ale po co ja to państwu opowiadam? Miałem przeprosić was, oraz komitet tego wieczorku, z powodu tego, że dziś monologu wygłosić nie mogę, a wlazłem na brodawkę mojej żony... Raczcie mi darować i uważać mnie za usprawiedliwionego, jeśli dziś monologu nie wygłoszę. Absolutnie nie mogłem! (do publ.). Pani nie wierzy? Proszę posłuchać, czy ja w tym winę ponoszę: Komitet tego wieczorku, znając moje zdolności sceniczne, wysłał do mnie delegację, aby mnie uprosić o wygłoszenie monologu. Zaledwie tylko delegacja z panem aptekarzem na czele, zjawiła się w moim domu, wpadła na nich Petronelcia, aż czarno zrobiło mi się w oczach. (do publ.). Niech pan poświadczy, panie aptekarzu, że mówię prawdę. Przypomina pan sobie, jak wołała: „Nie pozwolę, aby ten stary piernik...“ (przerywa zdanie — z żalem). Mnie nazwała starym piernikiem! — „Nie pozwolę aby ten stary piernik tańczył i skakał na scenie, jak pchła na nitce! Nie pozwolę — i basta!“ (do publ.). Pamięta pan, panie aptekarzu?... Cóż było robić? Obiecałem jednak po cichu panu aptekarzowi, że monolog wygłoszę, bez wiedzy żony. Próbowałem się uczyć ukradkiem — ale gdzie tam! Petronelcia ciągle do mnie miała jakiś interes: A zakołysz no dziecko, bo płacze (do publ.). Mam bowiem dziecko, o którym Petronelcia mówi, że musiała się „zapatrzeć“ na tego akademika, który się u nas stołował, bo całkiem do niego, jest podobne. — Zaledwie więc zakołysałem dziecko, już Petronelcia woła: „A dolej wody do baniaka, a popraw w piecu, a dosuń komin, podaj mi nożyczki, potrzymaj mi rondel, zadmuchaj do samowaru (mówi coraz prędzej) zdejm pieluszki, pozbieraj talerze, zaświeć lampę, wynieś to, przynieś tamto, wpuść to, wsuń tamto“ i tak bez końca i miary. Czyż w takich warunkach można się nauczyć monologu?... Przyszedłem na estradę, aby przynajmniej przeprosić was za to, iż monologu wygłosić nie mogę, ale moja Petronelcia pilnowała mnie, jak poseł swoje diety. Ja tędy — ona za mną, ja owędy — ona za mną. A niechże cię wszyscy rogaci diabli biorą! Moją przeprawę z frakiem widzieliście (pokazuje urwaną połę). O! Wyglądam teraz jak urwana mnożna urzędnicza... Oto są główne powody, dla których dziś monologu wygłosić nie mogę! (Ukłon — wychodzi, trzymając się ręką za urwaną połę fraka).

KURTYNA.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Wilhelm Rappaport.