Przejdź do zawartości

Pan Tadeusz (wyd. 1921)/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Kallenbach
Tytuł Wstęp
Pochodzenie Pan Tadeusz
Wydawca Zakład Narodowy imienia Ossolińskich
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa, Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘP.
I.
JAK POWSTAWAŁ „PAN TADEUSZ“.

Adam Mickiewicz od czasów studenckich roił o poemacie, poświęconym ukochanej ziemi rodzinnej. Z poematu studenckiego ocalały w pamięci Odyńca dwa początkowe wiersze:

O, ziemio Nowogródzka, kraju mój rodzimy,
O, Trembeckiemi godzien uwielbienia rymy...!

Pierwsze próby powieści poetycznych z lat uniwersyteckich: „Mieszko“, „Książę Nowogródka“ i „Kartofla“, a także „Zywila“, świadczyły o gorącem umiłowaniu ziemi rodzinnej, równoczesna zaś surowa ocena „Jagiellonidy“ D. B. Tomaszewskiego zawierała sporo dowodów rozczytania się młodzieńca w najsławniejszych epopejach świata, od „Iljady“ poczynając aż po „Mesjadę“ Klopstocka. Z latami rosły wymagania, stawiane samemu sobie, ale nie ustawała dążność ku uświetnieniu ziemi ojczystej, czy to w „Grażynie“, opisującej „zamek na barkach Nowogródzkiej Góry“, czy w mistrzowskim szkicu „Popas w Upicie“, czy w „Konradzie Wallenrodzie“, sławiącym dolinę Kowieńską i tęsknie z oddali moskiewskiej kreślącym krajobrazy ojczyste. Wszak to już wtedy „zniknęły lasy i ojczyste góry“, wszak wtedy nastrój tworzenia także wywołany był tęsknotą: „myśl, znużonemi ulatując pióry, spada w domową tuli się zaciszę“.
Lata mijały na wygnaniu, w podróżach po cudzych krajach, aż powstanie listopadowe rzuciło Poetę na ziemię Wielkopolską, gdzie wśród warunków najboleśniejszych klęski narodowej odżyć miały, odświeżyć się wspomnienia rodzinne. Spotkanie ze starszym bratem, Franciszkiem, w r. 1831, częstsze z nim obcowanie w dworze wiejskim wielkopolskim, i rozmowy rzewne o życiu rodzinnem w dworku ojczystym, nowogródzkim, rozbudziły najczulsze struny wspomnień dziecinnych i młodocianych.
Silny prąd emigracyjny uniósł Adama Mickiewicza zrazu do Drezna, potem do Paryża. Wieś wielkopolska nie uspokoiła go, a rozdrażniła tęsknotę za stronami rodzinnemi. Przez pierwsze miesiące emigracyjne pochłonięty był Poeta drukowaniem „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego“, III-ej części „Dziadów“ a także współpracą w Towarzystwie Litewskiem i Ziem Ruskich. Czas jakiś mniemał, że potrafi oddziałać uspokajająco na stronnictwa emigracyjne, które do Paryża przeniosły z nad Wisły dawne swe porachunki polityczne. Przekleństwa wzajemne wychodźców, zapóźne ich żale, potępieńcze swary, rozbijały duszę wrażliwemu Poecie, nękały go i rozstrajały.

Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się myślą do szezęśliwszych czasów
I dumał, myślił o swojej krainie...

Otoczył się więc zwartem kołem najdawniejszych przyjaciół i spółpowietników; należeli do nich w Paryżu: Ignacy Domeyko, Antoni Gorecki, Eustachy Januszkiewicz, marszałek nowogródzki Kaszyc, Leonard Chodźko, Feliks Wrotnowski, Weyssenhof, Stefan Zan, a także Stefan Witwicki, Bohdan Zaleski i wielu innych. W ten sposób utworzyła się dokoła Poety, na obczyźnie, jakby oaza nowogródzko-wileńska, przystań zaciszna, gdzie go nikt nie raził natręctwem, skąd owszem szły ku niemu najmilsze wspomnienia, poufne rozhowory o czasach niepowrotnej młodości, sielskiej, anielskiej, górnej, marzącej o ruszeniu z posad bryły świata. Poza tem ściślejszem gronem domowem, spotykał się Mickiewicz w Towarzystwie Litewskiem i Ziem Ruskich z mnóstwem emigrantów typowych, jakby wczoraj z nad Niemna przybyłych, oryginałów, którzy w mowie, wymowie, zwrotach, ruchach i gestach tworzyli na paryskim bruku osobliwe kontrasty z otoczeniem cudzoziemskiem. Codzień przypominał się Poecie nad Sekwaną nowogródzki mikrokosmos, mały, ukochany światek ludzi swoich, wraz z nim zagnanych między obce dusze na długo, może na zawsze...
Odczuł Poeta boleśnie wśród odmętu obcej stolicy pustkę duchową, zrozumiał, że raj utracony lat pacholęcych nie wróci... I zatęsknił Adam do tego raju.
Z tęsknoty zrodził się poemat, który miał być odtworzeniem wszystkiego, co żyło mu zawsze w duszy, a co teraz na wychodztwie miało stać się kordjałem, pokrzepieniem w niedoli zbiorowej.

W całej przeszłości i w całej przyszłości
Jedna już tylko dziś kraina taka,
W której jest trochę szczęścia dla Polaka:
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty...

W tym, kraju odnaleźć chciał Poeta niejako samego siebie, w nim pokrzepić się na dalszą pielgrzymkę żywota.
Kraj lat dziecinnych rozgościł się w pierwszym roku emigracyjnym na dobre w duszy Poety i to z taką wszechwładną siłą, że naprzekór hałasom paryskim, podnieconej wówczas temperaturze politycznej i kłótniom stronnictw polskich na emigracji — Mickiewicz przystąpił późną jesienią r. 1832 do pisania poematu.
Na wybór osnowy wpłynęły całkiem naturalnie wspomnienia osobiste z „kraju lat dziecinnych“, wspomnienia odświeżone niedawno w rozmowach z bratem Franciszkiem w Wielkopolsce. Dzieckiem był Adam ośmioletniem, gdy ojciec jego, Mikołaj, bronić musiał siebie i całej swej rodziny przed groźbami i zamachem niebezpiecznego w ziemiaństwie nowogródzkiem człowieka, Jana Soplicy, który zamordował mu rodzonego stryja, Bazylego Mickiewicza, a w mściwości niepohamowanej godził na życie i Mikołaja i jego rodziny najbliższej. Dochowane w tej sprawie zeznanie Mikołaja Mickiewicza przytaczamy tu w całości z zachowaniem pisowni oryginału, jako dokument zewszechmiar charakterystyczny i ważny dla genezy „Pana Tadeusza“.

Do Policyi miasta Nowogródka...[1] od obywatela Pttu[2]

Nowogrodzkiego...[3] Komornika y Adwokata Subseliów[4]

Nowogrd: Pttu[5]
DONIESIENIE.

Szlachcic Jan Antonowicz[6] Soplica za przyczynienie smierci Szlachcicowi Bazylemu Mickiewiczowi, Stryjowi donoszącego, po wielu Dekretach Grodzkich Nowogrod: y po Dekrecie Głównego Sądu, approbującym Dekret ostateczny Grodowy, na ostatek po zaszłey approbacie jeszcze wyżey nad wszystkiemi Jurizdykcyami Litewskiemi, będący wskazany tenże Soplica na wysiedzenie wieży fundowey[7] w Brześciu przez rok y niedziel sześć — a choćby y to dopełnił, ponieważ przekonany o rozboystwo y niebezpieczny w Obywatelstwie człowiek, powinien nadto siedzieć w areszcie pod strażą, aż pokiby za Im[8] osiadła[9] poręka nie była dana. — Mimo to wszystko Pomieniony złoczyńca za wolą Rządu Gubers[10] Grodziens na wieżę fundową[11] przeszłey iesioni zaprowadzony do Brześcia, niewiadomo jakim sposobem, mało co tam siedząc, czy nie siedząc, wraz[12] tu w Powiat teyże Jesieni powrócił y śmiało po okolicach Parafiy Worończańskiey[13] znowu haniebnie po dawney żyć zaczoł skłonności swoiey. Szlachta okoliczna uciśniona przez Jego[14], udała się do mnie, Donoszącego, z zadziwieniem y wielkim żalem, że kryminalista bez-karnie włuczy się, Powszechnym grozi niebezpieczeństwem y całą Familię ieszcze Mickiewiczowską wybić y Domy Ich popalić odkazuje się.[15]
Szlachta podała to do mnie na pismie, a ia przy tym pismie uczyniłem do Sądu Niszszego Ziems Nowogrod Doniesienie tey wiosny. Sąd ten mając całe Dzieło[16], tey sprawy obiecał łapanie tego kryminalisty. — Przecież niewiadomo dlaczego, tenże sam kryminalista osmielony, dopiero[17] w mieście Nowogrodku znayduie się w stancji Władysława Antuszewicza we Dworku XX Bonifratelów[18] Nowogrod: y tam tułaiąc się czatuie na zabicie mnie samego, lub przez zemstę na podpalenie Domu mego w mieście Nowogródku.
W takim zdarzeniu, Donoszący żąda od Policyi, aby natychmiast pomieniony Soplica w mieście został pościgniony[19] y pod strażą osadzony — aby Sądowi Niższemu dać o tym wiedzieć, ktory maiąc u siebie całe Dzieło Kryminału[20], Soplicy dowiedzionego, winien będzie odnieść się z tym gdzie należy. A donoszący sam tego dopilnować przyrzeka y dowody, iakich potrzeba będzie, ukaże[21].
Takowe Doniesienie własną podpisuję ręką. Datt° w Nowogrodku 1806 Roku Miesiąca Augusta 3 Dnia.

Mikołay Mickiewicz
Komornik Minski,[22] Adwokat Sub.[23] Po: Now.

Nie mamy dziś. niestety, bliższych szczegółów o tem, jak się zakończyła sprawa rodzinna Mickiewiczów z Soplicą, jakie były dalsze losy Soplicy, zwłaszcza w latach przełomowych 1810—12; nie wiemy, o ile Jan Soplica był podnietą dla duchowego i fizycznego portretu Jacka Soplicy. Ale, bądź co bądź, dokument Mikołaja Mickiewicza jest niezaprzeczonym dowodem, że postać Jacka Soplicy nie jest w poemacie zupełnem zmyśleniem, że owszem dała wątek głównej osobie powieści, zaczętej zrazu bez tytułu, a nazwanej w pierwszej wiadomości o nowym utworze krótko „poematem szlacheckim“. Plan jego był zapewne obmyślony początkowo w ogólnym zarysie, przyczem Mickiewicz przypuszczał, że rozmiarami utwór jego zbliży się do „Hermana i Doroty“ Goethego; w dalszej zaś perspektywie porządkowała się treść, może bezwiednie, pod wpływem romansów Walter-Scotta, które znał dobrze z lat uniwersyteckich i późniejszych.
Pierwotnie rozmiary „Pana Tadeusza“ miały być skromniejsze, na kilka ksiąg obliczone; Poeta uwiadamiał Odyńca d. 8 grudnia r. 1832: „piszę teraz poema szlacheckie w rodzaju Hermann i Dorotea; już ukropiłem tysiąc wierszy“... Pomysł pierwotny ograniczał się może do poznania Tadeusza z Zosią na tle sporu sąsiedzkiego o zamek Horeszków; przyczem miłość dwojga młodych (tak upragniona w tajemniczych planach Jacka Soplicy) napotykała ze strony Telimeny na powikłania romansowe, ze strony Gerwazego tradycyjne. Ale nad temi powikłaniami brała z pewnością górę (jak w „Hermanie i Dorocie“) miłość Tadeusza i Zosi, uwieńczona zaręczynami. Sielankowy pomysł pierwotny uwydatniał się w pierwszej księdze przewagą żywiołu wiejskiego, opisami gospodarstwa, ogrodu, grzybobrania, lasu, polowań.
W opisie pierwszego spotkania dwojga młodych odgrywały główną rolę wspomnienia własne z Tuhanowicz, a Zosia najwyraźniej ma rysy Maryli, która w r. 1811 miała właśnie tyle lat, ile Zosia w poemacie. Ale w ciągu pisania „poematu szlacheckiego“, treść zaczęła się rozrastać w miarę tego, jak z kłębka wspomnień rozwijały się coraz to barwniejsze, piękniejsze, serdeczniejsze nici, wiążące Poetę z krajem lat dziecinnych. Treść nieprzebrana, obfita, zaczęła rozsuwać luźne jeszcze ramy opowiadania, a Poeta coraz to więcej rozmiłowywał się w krainie pamiątek i zadomowił się w nich coraz to gruntowniej. Pomimo przeszkód ze strony „szelmy i nudnika“, „Giaura“ Byrona, a nawet dalszych części „Dziadów“, powracał do „Szlachcica“: „wróciłem teraz — donosił Odyńcowi d. 20 kwietnia r. 1833 — do wiejskiego poematu, który jest na dzisiaj mojem pieszczonem dzieckiem i który pisząc, zdaje się, że na Litwie siedzę. Gdyby nie „Giaur“ jużbym go może skończył. Dosyć powoli, ale ciągle idzie“...
W początku maja r. 1833 uwiadamiał Poeta Garczyńskiego, „że trzecią pieśń ukończył“, a zarazem opatrzył się sam, że się „na długą chryję zanosi“. Pod koniec maja t. r. kończył pieśń czwartą i rad był „poematowi“; dobrze mu w nim było: „Żyję tedy w Litwie, w lasach, karczmach, ze szlachtą, żydami etc... Gdyby nie poema, uciekłbym z Paryża“. Niebawem potem nastąpiła kilkumiesięczna przerwa w pisaniu „Pana Tadeusza“, a to skutkiem choroby Stefana Garczyńskiego, którego wysłano na kurację do Bex w Szwajcarji. Mickiewicz pośpieszył do łoża umierającego przyjaciela i pielęgnował go razem z Klaudyną Potocką aż do śmierci Garczyńskiego w Avignonie (d. 20 września r. 1833). Wracał potem Mickiewicz do Paryża znękany, sam słaby, porównując się do „Francuza, wracającego z klęski r. 1812“. Już jednak w drodze powrotnej, w Lyionie, zajęty był dalszym ciągiem swego poematu; Bohdan Zaleski, wyjechawszy na jego spotkanie, zastał go w hotelu liońskim „codosłownie zacietrzewionego nad „Panem Tadeuszem“. W Paryżu, w dawniejszem swem mieszkaniu przy ulicy St. Nicolas d’Antin, Poeta cieszył się jak najbujniejszem natchnieniem. „Pan Tadeusz“ wystąpił „dopiero teraz w zarysach wyraźnych architektoniki swej epicznej“. Świadectwo to Bohdana Zaleskiego jest bardzo ważne, ze względu na dokonany wówczas przełom w akcji i w nastroju poematu.
Mickiewicz donosił Odyńcowi w połowie listopada r. 1833: „Jestem znowu zdrów i świeży. Wziąłem się do roboty, wychodzę rzadko, piszę a piszę. Piątą pieśń „Tadeusza“ skończyłem, trzy jeszcze zostaje. Wyjątki tobie trudno przesłać, bo z nich nic się nie dowiesz, jak z kilku kart wyrwanych Walter-Scotta (wybacz nieskromne porównanie)“.
Poecie zdaje się więc wówczas, że całość zawrze się w ośmiu księgach, a co ciekawsza: niema już w obec Odyńca mowy o „Hermanie i Dorocie“, nasuwa się natomiast „nieskromne porównanie z Walter-Scottem!“
Cóż się w tym czasie stało?
Oto przymusowy, kilkumiesięczny pobyt Poety w Szwajcarji i południowej Francji przy chorym Garczyńskim nie pozwolił wprawdzie na pisanie „Pana Tadeusza“, ale zostawił mu sporo czasu na rozmyślanie o dalszym jego wątku. Zyskała na tem zwłaszcza postać ks. Robaka, dotychczas z umysłu na dalszym planie trzymana. Dopiero agitacja w karczmie ukazuje bernardyna w roli emisarjusza patrjotycznego, a celny strzał do niedźwiedzia dowodzi zdumionej szlachcie, co to za „ćwik klecha“. Od Tadeusza kieruje się zwolna teraz główna sympatja Poety ku ks. Robakowi. Jeśli zrazu z Tadeuszem wiązały się urocze wspomnienia tuhanowickichw akacyj, „drzew ojczystych“, „domowych“ i tych lat, „gdy młode pacholę ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole“ — to ku Robakowi lgnęły przeżycia osobiste lat dojrzałych, doświadczenia sercowe bolesne czasów rzymskich, kiedy to sam Poeta zamyślał zostać księdzem, spojrzawszy na niedolę osobistą z wyżyn ciernistych niedoli zbiorowej po r. 1831, kiedy coraz lepiej rozumiał, czem może stać się jednostka dla narodu, gdy rzuci całego siebie na ołtarz powszechnego dobra... Jak przed laty Wallenrod żył w habicie mnicha-rycerza dla pomszczenia krzywd swego narodu, tak teraz winowajca Jacek Soplica w przebraniu mnicha, jako Robak, w pokorze odpokutować ma czyny porywczej młodości, aż cichą, znojną pracą patrjotyczną wysłuży sobie dobre imię i przyczyni się do wyzwolenia Ojczyzny. Tak do objektywnego, spokojnego wątku opowieści szlachecko-wiejskiej wnikały osobiste, niedawne przeżycia sercowe w Rzymie, dodając lirycznego zarzewia spokojnie zaczętej osnowie. I rozogniły się świeżo zabliźnione rany. Miłość odwzajemniona Ewy Henryki Ankwiczówny, zapowiadająca tyle szczęścia, a zniweczona hardym uporem magnata, odżyła w Szwajcarji nad Lemanem, gdzie okolice Genewy przypominały możliwe a utracone na zawsze szczęście. Żar utajony nosił Poeta w łonie i ten to utajony ogień stopił wkońcu w poemacie pierwiastki przedmiotowe i osobiste razem i zatarł ślady narastania treści, tudzież późniejszych jej uzupełnień.
Tymczasem zaś, szczęśliwi przyjaciele Poety, dopuszczeni do słuchania powstających dalszych pieśni, „rozkoszowali się, spożywając te nowalje poetyckiego genjuszu. W czasie odczytów żyliśmy jak przemienieni, jak przeniesieni cudownie do Polski..., zapominaliśmy bied i trosk powszednich tułactwa, zapominaliśmy piekących tęsknot... Unosiliśmy się chlubą Adama i zarazem dumą narodową, że oto Polska posiada swoją epopeję. Adam zdążał pośpiesznie ku końcowi, dorabiając jednocześnie wstawki do ksiąg poprzednich... W połowie lutego r. 1834 wieczór, pod szarą godzinę, kiedyśmy pocichu gwarzyli, widząc gospodarza, w drugim pokoju przy kominku szparko machającego piórem po papierze, powstał od stolika Adam z rozpromienioną twarzą i zawołał ku nam: „Chwała Bogu! oto w tej chwili podpisałem pod „Panem Tadeuszem“ wielkie finis“. (Bohdan Zaleski). Nazajutrz (d. 14 lutego r. 1834) po ukończeniu „pieśni ogromnych dwunastu“ Mickiewicz z zadowoleniem donosił Odyńcowi: „Wiele mierności[24], wiele też dobrego... Za parę tygodni druk zaczynam... Co tam najlepsze, to obrazki z natury kreślone naszego kraju i naszych obyczajów domowych“. A w ciągu druku swego arcydzieła (d. 19 kwietnia r. 1834) w zupełnie podobny sposób zwierzał się przed bratem Franciszkiem: „W mojem nowem dziełku (!)...znajdziesz opisy naszego życia domowego, polowań, koncepty palestranckie... Pisanie tych rzeczy bawiło mię niezmiernie, przenosząc mnie w nasze miłe strony rodzinne“.
Rozpoczął się druk „Pana Tadeusza“ i postępował śpiesznie pod okiem autora, niecierpliwiącego się „drabowaniem liter“, jak nazywał żmudną korektę. Wiosna r. 1834 była pogodna, ciepła. Mickiewicz w towarzystwie Bohdana Zaleskiego, mieszkającego w Sèvres, używał dowoli dalekich spacerów. „W zanadrzu i po kieszeniach nosił zawżdy korekty drukarskie, przeglądając je najczęściej leżący na murawie z ołówkiem w ręku“. Zanim „Pan Tadeusz“ wyszedł z druku, Poeta odczytywał go znakomitszym wychodźcom, wysoko przez się cenionym: Adamowi ks. Czartoryskiemu, J. U. Niemcewiczowi, jenerałowi Kniaziewiczowi (który żywcem był uwieczniony w księdze XII!), jenerałowi Pacowi i pułkownikowi Władysławowi Zamoyskiemu. Niemcewicz w pamiętnikach swych zapisał wrażenia bezpośrednie, wychwalając „trafnie i szczęśliwie skreślone obrazy niknących już obyczajów polskich i charaktery malowane wybornie“. Jeśli przypomnimy tu, że Niemcewicz wogóle nie skory był do pochwał, to tem więcej cenić będziemy takie uwagi jego: „Wszyscy z rozkoszą słuchali opisania scen; te nas nie bez rozrzewnienia, a czasem uśmiechu przeniosły w dziedzinę domową“. Podziwia wreszcie sędziwy autor „Powrotu posła“ „łatwość w rymowaniu i świeże farby w obrazach“ — uwydatnia zatem te same zalety, na które zwracał uwagę Mickiewicz w listach do brata swego i do Odyńca. Wreszcie w połowie czerwca odbijał się w drukarni, pamiętnej w dziejach literatury naszej, A. Pinarda, ostatni arkusz drugiego tomu, który opuścił prasę d. 17 czerwca r. 1834.
„Pan Tadeusz“ wyszedł w Paryżu nakładem Aleksandra Jełowickiego w dwu tomach (formatu 16∙5 cm ✕ 11). Tom pierwszy ozdobiony był miedziorytem Oleszczyńskiego, odtwarzającym w profilu głowę Poety, podług medaljonu Dawida d’Angers z Weimaru r. 1829 i zawierał str. 253; tom drugi str. 300 + 2 kartki nlb. Drukowała „typografia A. Pinard, przy wybrzeżu Voltaire 15“, od d. 3 kwietnia do d. 17 czerwca r. 1834. — D. 28 czerwca t. r. wszedł „Pan Tadeusz“ na półki księgarskie. Cena obu tomów była 20 złotych polskich, dwanaście franków. Jakkolwiek pierwszego wydania „Pana Tadeusza“ bito zaledwie 3.000 egzemplarzy, to przecież rozeszło się ono zaledwie w ciągu dziesięciu lat! Wydanie bowiem z r. 1838 było tylko t. zw. okładkowem, a dopiero w r. 1844 nastąpiło rzeczywiste drugie wydanie w zbiorowej edycji Pism Adama Mickiewicza, dokonanej przez Aleksandra Chodźkę. Poprawniejsze jest pierwsze wydanie, którego korektę robił sam Mickiewicz i dlatego tekst naszego wydania oparliśmy na pierwszem wydaniu, pomni przestrogi Bohdana Zaleskiego, wyrażonej w liście jego do Władysława Mickiewicza (z końca Października r. 1874): „Tekst edycji „Pana Tadeusza“ z r. 1834 jest jedynie autentyczny, poprawiony, uznany i przyznany przez autora; posiadasz więc prawo i obowiązek synowski strzeżenia go od skażeń i niepotrzebnych wtrętów“.
Ponieważ wydanie nasze, jako popularne, ma służyć jak najszerszym warstwom, przeto obok objaśnień samego Poety, dołączyliśmy także objaśnienia wyrazów bądź przestarzałych, bądź mniej ogółowi znanych. Uwzględniliśmy w pracy naszej, obok niektórych objaśnień wydania Macierzy Polskiej, także komentarze Piotra Chmielowskiego, tudzież słowniczek, dodany do tomu piątego w wydaniu brodzkiem z r. 1911, przez ś. p. Franciszka J. Jaroszyńskiego.

II.
JAK „PANA TADEUSZA“ PRZYJĘLI WSPÓŁCZEŚNI.

„Pan Tadeusz“ ukazał się wśród emigracji w lecie r. 1834, kiedy wychodztwo nasze roznamiętnione było do najwyższego stopnia przeróżnemi bieżącemi sprawami politycznemi: przyjazdem z Petersburga do Paryża byłego ministra skarbu polskiego, ks. Lubeckiego (z rzekomą amnestją Mikołaja I); protestem kilku tysięcy demokratów polskich przeciw Adamowi ks. Czartoryskiemu, jako „wyobrazicielowi systemu arystokracji“; odstępstwem Gurowskiego; atakami Mochnackiego na Towarzystwo Demokratyczne i t. d. i t. d. Mochnacki w kilku słowach kreślił ponury obraz: „Emigracja cała jest zakłócona, zaszargana, rozerwana. Niemasz dziesięciu Polaków, którzy-by byli zgodni z sobą. Jest to wojna domowa najokropniejsza, o jakiej tylko pomyśleć można“.
Gdy tak polityka roznamiętniająca pochłaniała wszystkich, mało kto interesował się „Panem Tadeuszem“. Najwcześniejsze oceny jego na wychodztwie można podzielić na dwie grupy: do jednej należą oceny niedrukowane, w listach lub pamiętnikach zawarte, a bez wyjątku pochwalne; do drugiej zaś oceny lub wzmianki drukowane w czasopismach, przeważnie uszczypliwe.
Oceny niedrukowane zawierały wszystkie jak największe uznanie dla arcydzieła. Przytoczyliśmy powyżej wyjątki z „Pamiętników“ Niemcewicza, tak życzliwego Mickiewiczowi. Większym triumfem było uznanie Słowackiego, niechętnego, wrogo usposobionego od czasu III-ej części „Dziadów“. Mimo wszystko, Słowacki w liście do matki zachwycony był prostotą „Pana Tadeusza“, w którym upatrywał Podobieństwo do romansu Walter-Scotta, podziwiał mistrzowską rękę“ w opisach nieba, stawów i lasów: »natura cała żyje i czuje“. Niebawem zaś w „Beniowskim“ złożył hołd wspaniały arcydziełu, tej „cudnej epopei“, gdzie „jako zjawienie, Litwa ubrana w tęczowe promienie“, gdzie nawet

„czas się cofnął — i odwrócił lica,
By spojrzeć jeszcze raz na piękność wdali,
Która takiemi tęczami zachwyca,
Takim różanym zachodzi obłokiem“...

Równocześnie Zygmunt Krasiński w listach do ojca i przyjaciół stopniował swe zachwyty i zwiększał je z roku na rok w miarę własnego rozrostu duchowego. Uznawszy odrazu w „Panu Tadeuszu“: „arcydzieło prostoty wiejskiej“, „dzieło polskie całą gębą, narodowe, dowód niezbity polskiego genjuszu“ — podziwiał tam „wszystko z taką prawdą oddane, że aż strach bierze“. Aż dopiero po kilku latach cała wielkość „Pana Tadeusza“ olśniła zdumiony wzrok twórcy „Nieboskiej“. „Żaden europejski lud dziś nie ma takiej epopei jak „Pan Tadeusz“. Poeta stał na przesmyku między znikającem plemieniem ludzi a nami. Nim umarli, widział ich, a teraz ich już niema. Właśnie to jest stanowisko epopeiczne. Dokonał tego Adam po mistrzowsku: to plemię umarłe uwiecznił, ono już nie zaginie. Temu lat sześć, czytając „Pana Tadeusza“, nie pojmowałem całej jego wielkości; dziś biję czołem i mówię: to jest epopeja. Więcej powiedzieć ni można, ni potrzeba“.
Kiedy tak poezja polska przez usta swych mistrzów szczere składała hołdy „Panu Tadeuszowi“, kiedy nad grobem stojący Brodziński widział w nim „najwyższy szczebel, na jakim dotąd poezja nasza stanęła“ — krytyka nasza na wychodztwie nie potrafiła zdobyć się na ocenę, godną arcydzieła. Żywioł polityczny i politykujący tak wówczas przenikał wszystko, nawet poglądy estetyczne, że zabarwiał sobą wszystkie niemal drukowane oceny „Pana Tadeusza“. O jego ówczesnych i wielu późniejszych krytykach można powiedzieć to samo, co wyrzekł Poeta o stosunku myśliwych do przepastnych krain puszcz litewskich:

Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,
Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,
Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice.

Czepiano się wyrazów, zwrotów, wymawiano mistrzowi to, że nie dał nauki moralnej na przyszłość, to znowu, że się „położył ze swym morałem“, że „nie bardzo wglądał w duszę człowieka“ albo znowu, że się wprowadził w „jakąś niską i niewłaściwą sobie kompanją“. Wszystkie te — dziś już tylko zabawne — sądy Stefana Witwickiego, Stanisława Ropelewskiego, Stanisława Koźmiana i innych[25] nie zdawały sobie sprawy właśnie z doniosłego „szarego końca naszych pokątnych dziejów“, nie rozumiały, czem dla Polski były ostoje polskości w zaściankach „Rózeczek, Brzytewek, Scyzoryków Konewek i tym podobnych różnego rodzaju oryginałów“ — aż dopiero wróg dziedziczny miał się lepiej poznać na wiekowem, kulturalnem znaczeniu naszych kresów wschodnich, chroniących Europę przed zalewem hord barbarzyńskich.
O ileż głębiej od oficjalnej naszej ówczesnej krytyki sięgnął w głąb arcydzieła szczery demokrata, Stanisław Worcel, który w liście do Mickiewicza tak swe wrażenia przejmująco nakreślił:
„Po latach czterech odosobnienia... wpadł mi w ręce wtedy już całemu światu znany twój „Pan Tadeusz“. Znajomym czytałem go głośno i nieraz musiałem czytanie przerwać, tak mię wzruszało całkowite przeniesienie ciałem i duszą na polskie, ojczyste nasze niwy...“ Worcel zamierzał napisać w angielskiem Monthly Magazin artykuł o „Panu Tadeuszu“. W dalszym ciągu listu nazywał go „kamieniem grobowym, położonym ręką genjuszu na starej Polsce naszej, który tak uderzający obraz przed oczami jej synów nieboszczki Matki ich przedstawia, że nietylko całą jej duszę wyczytać w nim mogą, ale jeszcze i te rozeznają rysy codzienne, które w nich samych przelała i które stanowią przejście ze zmarłego do żyjącego pokolenia, bratając tym sposobem przeszłość z przyszłością, a z grobu wydobywając zaród przyszłego naszego życia“.
Tak przemówił za rzesze współczesnych wychodźców nie literat, ale Polak gorąco czujący i wdzięczny za „uczucia, jakie w nim rozbudził“ potężny utwór narodowy.
Od „demokraty“ Worcla nie gorzej odczuł znaczenie „Pana Tadeusza“ — „arystokrata“, Edward Raczyński, gorący patrjota Wielkopolski. „Od pięciu lat — pisał on do Mickiewicza — jak się z naszych stron oddaliłeś, zrobiłeś współziomkom swoim upominek, który tak długo niezawodnie trwać będzie, jak polski język. Ja „Tadeusza“ wszędzie z sobą wożę, uważam go za galerję obrazów narodowych“, a w rok potem znowu: „Tadeusz“ z rąk moich nie wychodzi. Tak jak dawniej wierzono in Vergilianas sortes, ja w „Tadeusza“ wierzę... Niech Ci Bóg sił i zdrowia użycza“. Wobec zapowiedzi Mickiewicza, że „ma ochotę pewne epoki historji naszej wierszem opisać“, Raczyński z radością odpowiada: „Pisz, co chcesz — mnie zostaw zaszczyt wydania“.
Tak z roku na rok rósł gwar pochwalny około „Pana Tadeusza“, a w gwarze tym ginął „półton fałszywy komarów“ krytycznych.

III.
ZNACZENIE „PANA TADEUSZA“ W ODBUDOWIE POLSKI.

Już na emigracji umysły głębsze oceniły wartość społeczną arcydzieła mickiewiczowskiego. Pierwszy Juljan Szotarski nazwał „Pana Tadeusza“: „arką, w której my na toniach naszego dzisiejszego nieszczęścia unosimy zachowki“ i zasoby moralne dla przyszłego odrodzenia narodowego. Niezależnie zaś od Szotarskiego, Worcel odczuł — jak widzieliśmy — w „Panu Tadeuszu“: „przejście ze zmarłego do żyjącego pokolenia“, bratanie przeszłości z przyszłością i wydobycie „zarodu przyszłego naszego życia“. Dziś dopiero, w lat przeszło ośmdziesiąt po Szotarskim i Worclu, widzimy o wiele dokładniej, jaką to arką przymierza między dawnemi a młodszemi laty ubogacił nas na wieki Mickiewicz.
Wykazano oddawna w szeregu artykułów, rozpraw, książek osobnych[26], jaka to w tej arce obfitość przędzy narodowej i jakie tam niewiędnące uczuć kwiaty. Pouczono wszystkich, za co powinniśmy kochać „Pana Tadeusza“[27]: oto, za przepiękne wskrzeszenie przeszłości narodowej; za jasne, szczere odzwierciedlenie duszy polskiej z jej dążeniem wiekowem do wolności i równości; za brak szowinizmu i bezstronność w charakterystyce ówczesnego społeczeństwa; za uszlachetnianie serc polskich przez naukę, jak służyć Ojczyźnie. Nauka ta zaś nie sucha, ale ujmująca uśmiechem rodzicielskim Poety, prostotą jego wykładu, dostępnością do dusz polskich, nęconych miłośnie opisami czarodziejskiemi ziemi rodzinnej i jej uroków o wszelkich porach dnia i nocy.
Wartości wychowawcze „Pana Tadeusza“ stały się także przedmiotem rozważań, opartych na doświadczeniu lat ostatnich[28]. W świetle tych rozważań postać ks. Robaka ukazała się w całej swej doniosłości: „w miarę dokonywania się jego czynu, rubaszna twarz Robaka prześwietla się jakby aureolą świętości, nabiera blasku, żeby rozbłysnąć ostatecznie poprzez grób nieugaszonem światłem wzoru polskiej pracy narodowej, polskiego pełnienia synowstwa wobec Ojczyzny“.[29] Nauka Mickiewicza o polskiem poświęceniu nie wymaga zaś nadludzi. Pojąć ją i podjąć mogą wszyscy, najprostsi, najcichsi. „Zwie się ona bowiem: nie wiedzące o sobie bohaterstwo dnia powszedniego... Obowiązek powszedniego bohaterstwa rozlewa na wszystkich. Dojrzewając śladami Mickiewicza, przejrzą kiedyś dusze polskie, staną na szerokim łanie ofiary, by kłaść czyny swe narodowe jeden przy drugim zwarcie, w rozradowaniu, jak żeńcy kładą na ściernisku pokosy zboża dostałego“.[30]
Nie tak to łatwo i rychło doczekał się Jacek Soplica oceny, tak głęboko i współczująco wnikającej w sam rdzeń duszy pokutnika. Niedowierzanie i nieufność ścigały go jeszcze temu lat kilkadziesiąt. Na sąd go wodzono ścisły i wypominano, co się tylko dało: „Nikt nie zaprzeczy Jackowi poradności i sprytu; podczas zamieszek targowickich dobrze się obłowił(!)... Jacek nie przylgnął sercem do żadnego(!) człowieka... Ileż to ofiar poświęcił jeden człowiek swej dumie! Jeżeli w nim zwyciężyła idea dobrego, powinien był złe naprawiać, nie oglądając się na interes własny i rodziny. Wogóle moralność Jacka, czyniącego pokutę, tak nie może zadowolnić, jak nie zadowalniała przedtem. Umie on mądre rady dawać drugim, ale sam do tych rad nie chce się stosować. Od drugich wymaga dość energicznie pewnych ofiar, ale sam daleki jest od ich czynienia... Istota pokuty Jackowej zupełnie jest fałszywa(!), bo on się stosownie do potrzeby nie skruszył wewnętrznie, nie złagodniał, nie zwyciężył swojej gwałtowności... Nie miał zdolności do wzniesienia się nad swoje czasy, do przewyższenia rówieśników myślą i uczuciem“...[31]
Jakżeby się był cieszył Gerwazy z tak energicznej inwektywy prokuratorskiej! Wszelako, nawet prokurator zmuszony jest osłabić swe wywody przyznaniem, że Jacek był „cząstkowym przykładem narodowego charakteru“, że był takim, jakim go wychowała ówczesna szkoła i społeczeństwo, więc „pojmował rzeczy jak drudzy“, a skoro i „dzisiejsze społeczeństwo jeszcze dość znacznie pogrążone jest w złem“, to wkońcu: „rzućmy bryłę ziemi do Jackowego grobu ze słowami: sit illi terra levis![32].
A z za grobu Jacka Soplicy dolatują urywane słowa spowiedzi Robaka, których snać nie dosłyszał surowy prokurator: „Już mię nie zatrwożą gniewy ludzkie, bo jestem już pod ręką Bożą... Jest w tem zasługa nie chcieć zostać winowajcą narodowym, choć naród okrzyczy cię zdrajcą... Gdziem nie był! com nie cierpiał?... Biłem się za kraj — gdzie? jak? zmilczę; nie dla chwały ziemskiej biegłem tylekroć na miecze, na strzały“... I przypomni Robak nie dzieła waleczne i głośne, ale czyny ciche, użyteczne, i cierpienia, których nikt nie liczył na sądzie ziemskim, ale które zaważą na Boskim... Wszakże ten Jacek, co to rzekomo „dobrze się obłowił“, co „nie przylgnął sercem do żadnego człowieka“, co sam „daleki jest od czynienia ofiar“ — ten niepozorny mnich rubaszny budził ducha w trzech zaborach, zaco się na nim od swoich lepiej poznali — Prusacy, Austrjacy i Moskale!

Pracowałem przy taczkach rok w pruskiej fortecy,
Trzy razy Moskwa kijmi zraniła me plecy,
Raz już wiedli na Sybir; potem Austryjacy
W Szpilbergu zakopali mnie w lochach do pracy.

A Pan Bóg wybawiał go cudem — i w nagrodę cierpień ziemskich nie dla chwały, ale dla pokuty za winy dawne, w pokorze zniesionych cierpień, dał mu umrzeć wśród swoich i opromienił na łożu śmiertelnem jego oblicze i skronie, „że błyszczał jako święty w ognistej koronie“.
Skoro zaś Marszałek Podkomorzy urzędowo stwierdził w Soplicowie, że Jacek Soplica „wszystkie przeciw Bogu i Ojczyźnie winy zgładził przez żywot święty i przez wielkie czyny“, skoro odznaka legji honorowej zabłysła na skromnym krzyżyku grobowca ks. Robaka, to nikt już w Polsce całej nie ma prawa „siać infamiją na obywatela“.
Robak rozpoczął przed przebudową własnej duszy, odbudowę umiłowanej Rzeczypospolitej; śmierć przedwczesna przerwała trud jego zbożny, ale zostawił syna, Tadeusza, który poprowadzi dalej dzieło ojcowskie. Pan Tadeusz zniesie u siebie pańszczyznę, uzna w wieśniaku obywatela równego sobie — i kościuszkowskie ideały w czyn realny zamieni. Siła w nim bowiem narodowa, instynkt swojski, dążący do rozmnożenia zasobów plemiennych przez zbratanie ich i zrównanie zupełne.
I w tym doniosłym akcie politycznym Tadeusza, któremu z pewnością z za grobu błogosławił ks. Robak, widzimy jakby duchowy testament ówczesnego pokolenia, co nad Berezyną i Elsterą wywalczyć chciało Polskę odrodzoną. Ale jest też w „Panu Tadeuszu“ ostatnia wola Poety, który w arcydziele swem zostawiał przyszłym pokoleniom miarę swej wielkiej duszy.
Obok trwałych wartości wychowawczych mieści „Pan Tadeusz“ w sobie talizman siły zachowawczej. Kto się nim nawskróś przejmie, ten ożywi w sobie i ocali od zepsucia sam rdzeń polskości, ów pierwiastek najdroższy, który wyróżni zawsze Polaka od Czecha, od Rusina, od Niemca i Rosjanina, ów pierwiastek, który sprawiał i sprawia, że Polak poczuwa się w rodzinie europejskiej sobą, istotą z Bożej, a nie tylko z sąsiedzkiej łaski, — narodem, mającym wiekuiste prawo do samodzielnego bytu.
Od stu lat znikły na polskiej ziemi typy zamierającej, starej Rzeczypospolitej; z rozrzewnieniem żegnał Poeta „ostatnich“ Podkomorzych, Wojskich, Woźnych, Rębajłów, „wielkoludów“. Dziś zaś idzie o to, aby nie zginęło Soplicowo, to „centrum polszczyzny, gdzie się człowiek napije, nadysze Ojczyzny“, idzie o to, aby nie zaginęły tysiączne od Warty po Niemen i po Dniestr rozsiane ogniska patrjotyzmu polskiego, większe, mniejsze i najmniejsze! Pańszczyzna dawno już i na wieki przepadła, aleć wszyscy z woli Boskiej jesteśmy glebae adscripti[33] — a czy chcemy czy nie chcemy, pod klątwą wynarodowienia musimy odbywać pańszczyznę Ducha polskiego, wychodzić na Pańskie, t. j. na pracę codzienną nad ziemią ojczystą i dla ziemi rodzinnej.
A, że w umiłowaniu tej najdroższej ziemi polskiej „Pan Tadeusz“ jest najwspanialszą, wiecznie żarzącą się pochodnią, więc trwajmy w kulcie polskiego arcydzieła, uczmy się od Robaka pokory pracy, zawziętej, wytrwałej, codziennej a zbiorowej, aż wyrośniemy, da Bóg, na gospodarzy piastowych Polski możnej, na obrońców Jej od Bałtyku po Karpaty... W tej świętej pracy będzie nam z pokolenia w pokolenie „Pan Tadeusz“ pokrzepieniem, osłodą i otuchą niewyczerpaną.

W Krakowie, d. 24 listopada r. 1920.

Józef Kallenbach.








  1. kawał arkusza oderwany;
  2. powiatu;
  3. kawał arkusza oderwany;
  4. sądów;
  5. powiatu;
  6. syn Antoniego;
  7. dolna wieża, in fundo, kara kryminalna, różniła się od wieży górnej, kary cywilnej;
  8. im pierwotna forma narzędnika i miejscownika l. p. zaimka ji, dziś jeszcze na Litwie używana w mowie i piśmie. Podobnie pisze w maju r. 1823 Maria Puttkamerowa do Tomasza Zana: „nigdy bydź nie mogę“, „już się z im rozłączyłam“, „słyszeć o im“;
  9. poręczenie człowieka osiadłego, t. j. mającego osiadłość, grunt;
  10. guberskiego, gubernjalnego;
  11. dolna wieża, in fundo, kara kryminalna, różniła się od wieży górnej, kary cywilnej;
  12. zaraz, natychmiast;
  13. Worończa, o 28 wiorst od Nowogródka, wówczas własność wojewody Niesiołowskiego; do tej parafji należą Tuhanowicze (Wereszczaków), Serwecz i Kozły;
  14. im pierwotna forma narzędnika i miejscownika l. p. zaimka ji, dziś jeszcze na Litwie używana w mowie i piśmie. Podobnie pisze w maju r. 1823 Maria Puttkamerowa do Tomasza Zana: „nigdy bydź nie mogę“, „już się z im rozłączyłam“, „słyszeć o im“;
  15. odkazywać się, prowincjonalizm = odgrażać się;
  16. z rosyjskiego, tyle co sprawę, akta procesu;
  17. dopiero lub dopioro, w mowie potocznej na Litwie wówczas tyle co: teraz, obecnie;
  18. tak nazywano na Litwie z włoska bonifratrów, których sprowadził do Nowogródka w r. 1649 Kazimierz Leon ks. Sapieha,
  19. ujęty;
  20. gardłowy występek;
  21. wskaże;
  22. Komornik graniczny, na Litwie wówczas zastępca podkomorzego;
  23. subselliów = sądów (powiatu nowogródzkiego);
  24. Tak w autografie; nie marności, jak dotychczas drukowano.
  25. Obacz artykuł Franciszka Krczeka: „Najwcześniejsze sądy współczesne o „Panu Tadeuszu“ w Pamiętniku Towarzystwa imienia Mickiewicza t. II, 175—186.
  26. Wykaz dzieł i rozpraw ważniejszych podajemy osobno.
  27. Ignacy Chrzanowski: „Zaco powinniśmy kochać „Pana Tadeusza?“ Odczyt popularny... w r. 1907. Wydanie trzecie. Nakładem Gebethnera i Wolffa, Warszawa. (Bibljoteczka Uniwersytetów Ludowych i Młodzieży szkolnej.)
  28. Stanisław Pigoń: Do podstaw wychowania narodowego. Wydanie drugie. Lwów, 1921. Artykuł „Wartości wychowawcze Pana Tadeusza“ od str. 142—164.
  29. Tamże, str. 162.
  30. Tamże, str. 164.
  31. „Adam Mickiewicz od wyjazdu z Petersburga i „Pan Tadeusz“ przez Alberta Gąsiorowskiego, Wadowice, 1874, str. 124—129; 143—146. Wogóle cała ta książka jest charakterystycznym produktem naszego „pozytywizmu“ z lat „Przeglądu Tygodniowego”.
  32. Przypis własny Wikiźródeł sit illi terra levis — (z łac.) niech mu ziemia lekką będzie
  33. Przypis własny Wikiźródeł glebae adscripti (z łac.) zniewolony rolnik przypisany do ziemi





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Kallenbach.