Przejdź do zawartości

Pierwszy konkurs filozoficzny

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Kosiakiewicz
Tytuł Pierwszy konkurs filozoficzny
Pochodzenie Świat R. I Nr. 6, 10 lutego 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pierwszy konkurs filozoficzny.

Żywi nieboszczycy. Rezurekcja filozofii. Jak u nas jest. Niemieckie dziełko Struwego o polskiej filozofii współczesnej. Myśl konkursu. Inicjator. Sędziowie i system sądzenia. Laureaci.

Doktryna, teorja, nauka nie umiera tak łatwo, jak to się często zdaje tym, co jej za grabarza gotowi są służyć. W świecie ducha posiadamy mnóstwo zmartwychwstałych nieboszczyków. I aby to wytłomaczyć nie trzeba wcale sięgać w nadprzyrodzone sfery. Zmartwychwstanie jest tylko pozornem; bo i śmierć sama była pozorną, a pogrzeb przedwczesny. Grabarze śpiewali uroczystemi głosami requiem nad istotą, jeszcze odrobinkę żywą...
Jeżeli chodzi o przykład typowy i bijący w oczy takiego zmartwychwstania trudno o lepszy nad teorję witalizmu, zda się, pogrzebaną z kretesem w dziewiętnastym wieku i przywaloną nawet ciężkiemi gruzami ośmieszenia, a w dwudziestym oto na paru najuczeńszych zjazdach, najpoważniej dyskutowaną i najenergiczniej bronioną.
A znowu jeżeli idzie o nieboszczkę, której wyprawiono pogrzeb pierwszej klasy ze względu na jej godność, znaczenie, dostojeństwo, to zmartwychwstająca, ba, już zmartwychwstała filozofia daje nam wielką naukę o zmienności kolei teorji i doktryn.
W połowie zeszłego wieku pochowano ją, zdawało się, już na zawsze i przyciśnięto kamieniem zdaje się, nie do odważenia, na którym wypisano epithaphium;
Tu bowiem leży największa zmora ludzkości.
W uniwersytetach zaś, gdzie ongi stanowiła jedyny przedmiot wykładów, poczęła filozofia znikać; katedrę po katedrze zwijano; profesorom filozofii, których czas oszczędził, a na których patrzano jak na szczątkowe okazy uniwersytetu, kazano wykładać Logikę i Historję ludzkich błędów; pozytywizm, który jest filozofią w jednym wierszu i materjalizm, który jest filozofią w dwu wierszach przez dziesiątki lat urągały pognębionej.
A dziś?!
Nigdy nie było tylu profesorów filozofii co dziś. I nigdy tyle dzieł, studyów, perjodycznych pism filozoficznych nie wychodziło co dziś. I nigdy nie tworzono zjazdów tak licznych i potężnych ilością poruszanych tematów filozoficznych co dziś. Dawne systemy się odradzają: mamy neokrytycyzm, ba, nawet neoscholastykę. Nowe systemy się tworzą: Renouvier, Wundt, Cohen, Avenarius, oto najgłośniejsze nazwiska z tych, co się o to kuszą. A najdawniejsze, najpozytywniejsze nauki, dumne ze swej niepodległości i odrzekające się filozofii, niby bigotka szatana i spraw jego: jak matematyka, biologia i sama fizyka w końcu podeszły już do filozofii na pół drogi i dużo więcej aniżeli połowę pychy swej w tej wędrówce utraciły.
Rezurekcja filozofii stała się faktem nad całym tem polem obszernem panującem, które przez pół wieku niemal uważano za jej cmentarz.


∗             ∗

Kultura polska posiada wszystkie dobre tradycje zachodu i wszystkie jego szlachetne ambicje. Tylko sił jej brak. Czemu? Pisać wam o tem nie potrzebuję. Faktem jest, iż za zachodem usiłujemy nadążyć. O ile tam kroków jesteśmy wyprzedzeni, rozwodzić się nad tem nie chcę, ale dystansować się, w ostatnich czasach zwłaszcza, nie dajemy, a tembardziej wyłamywać się i na tor fałszywy wkraczać sobie nie pozwalamy.
Rezureklcja filozofii odbyła się więc i u nas.
I stało się to nawet względnie szybko, bo na przestrzeni jednego pokolenia, ironia zaś losu chciała, że jeden z twórców warszawskiego pozytywizmu,pan Julian Ochorowicz stał się oto jednym z laureatów pierwszego filozoficznego konkursu warszawskiego.
Gdyby lat temu dwadzieścia pięć przyszedł był do laureata dzisiejszego inicjator konkursu tego, dr. Władysław Weryho i zwierzył mu się z projektem założenia filozoficznego pisma polskiego, jakąby otrzymał radę?
— Filozoficzne pismo polskie?..
Nie trzeba się nawet ćwierć wieku zwracać po to, aby podkreślić zupełną niewiarę naszą w jakikolwiek poważniejszy ruch filozoficzny w kraju naszym. Kiedy dr. Weryho zakładał głośne i szanowane dziś za granicą „Weryho's Revue,“ nie było ani jednego człowieka, któryby wierzył w dłuższą wegetację filozoficznego kwartalnika, że już o jakiemś rzetelniejszem powodzeniu nie mówię.
— Najpoważniejsi wydawcy naukowych dzieł u nas przepowiadali mi klapę odrazu — mówił mi dr. Weryho z uśmiechem temi dniami. — Nie wierzono, abym dziesięciu prenumeratorów zgromadzić zdołał.
A tych prenumeratorów ma dr. Weryho dziś bez mała tysiąc.
Dowodzi to, że miał on ten konieczny warunek powodzenia — wiarę.
Ale dowodzi to także, iż przystąpił do odkopywania żyły — prawdziwie złotej jako gatunek kruszczu


∗             ∗

Ktoby chciał się poznać systematycznie z ostatniem dziesięcioleciem polskiej filozofji, ten może to bardzo łatwo uczynić, jeżeli... umie po niemiecku.
W roku 1905, nakładem Georga Reimera w Berlinie wyszło dziełko o osiemdziesięciu stronicach, a więc wcale obszerne, pod tyt. „Die polnische Philosophie der letzten zehn Jahre“ (1894—1904). Autorem jego jest p. Henryk Struwe, czcigodny nasz uczony, któremu się należy wdzięczność za to, iż cudzoziemców informuje o naszem kulturalnem życiu. Ale czemu tego dzieła nie wydano po polsku także? O to można mieć pretensję do naszych wydawców.
A iluż polskich wykształconych czytelników wie coś więcej o filozofji polskiej ostatniej doby od przeciętnego wykształconego niemca?
Nie mogąc zbyt wiele miejsca temu przedmiotowi w „Świecie“ poświęcić, przytaczam tu tłómaczenie „treści“ dzieła niemieckiego, aby choć czytelnikom przed oczy postawić listę naszych wybitniejszych filozofów. Nie jest ona tak bardzo krótka.
Poznań. A. Ciszkowski.
Kraków. Pawlicki. Straszewski. Przyrodnicy. Lutosławski. Kozłowski. Heinrich. Balicki. Grabski. Gumplowicz. Żuławski. Gabryl. Nuckowski. Historycy.
Lwów. Skórski. Raciborski. Twardowski. Wartenberg, Dzieduszycki. Rubczyński. Kulczycki. Pilat. Lasota. Nusbaum. Polskie towarzystwo filozoficzne.
Warszawa. Weryho i jego Przegląd Filozoficzny. Korespondencja między Kochańskim i Leibnitzem. Struwe. Biblioteka filozoficzna. Pani Kodisowa. Erdman. Abramowski. Kelles-Krauz. Brzozowski. Dębicki. Hoyer. Biegański. Biernacki. Złotnicki. Dickstein. Gosiewski. Poradnik dla samouków.
Przetłómaczenie i wydanie tej książki byłoby bardzo pożądane.


∗             ∗

Zachęcony powodzeniem swojego kwartalnika i powodzeniem naukowem nowopowstałego Towarzystwa filozoficznego we Lwowie, powziął dr Weryho myśl prawie zuchwałą: ogłosić konkurs filozoficzny.
Jakoż przy pomocy kilku ludzi dobrej woli, jak baron Kronenberg prof. Baranowski i inni, którzy finansową pomoc okazali przedsięwzięciu, ogłosił dr Weryho dwa konkursy na filozoficzne tematy, co się nazywa palpitants, jeden „o przyczynowości“, drugi „o metodzie w etyce“. Na każdy konkurs przeznaczył po pięćset rubli nagrody.
Sędziami konkursu, oprócz inicjatora, byli profesorowie: Struwe, Twardowski, Gosiewski i Wartenberg.
Prac nadesłano trzynaście; zwłaszcza konkurs „o przyczynowości“ licznie był obesłany; i prawie wszystkie poważne.
— Obawiałem się — mówił mi dr Weryho — że grafomani się rzucą na konkurs. I doznałem na tym punkcie zupełnego miłego zawodu. Grafomańszczyzny nic zgoła.
Sam proces sądowy był niełatwy do przeprowadzenia wobec tego, że prof. Struwe mieszka w Anglji, a profesorowie Twardowski i Wartenberg we Lwowie. Przyjęto system, który mi się wydaje wprost znakomity. Każdy z sędziów czyta wszystkie prace w ciszy swego gabinetu i przesyła o każdej piśmienną relację z odpowiedniemi wnioskami ogólnemi.
Ten system okazał się wysoce praktycznym w tym konkursie. Warszawscy sędziowie, prof. Gosiewski i dr Weryho mieli czysto mechaniczne zadanie zestawienia sądów i wniosków.
I na podstawie tego zestawienia ogłoszono wyrok, przyznający nagrody:
drowi Janowi Łukasiewiczowi (ze Lwowa) za pracę „o przyczynowości“
i p. Juljanowi Ochorowiczowi za pracę „o metodzie w etyce“.


∗             ∗

Powiedzmy kilka słów o tych uczonych wszystkich, którzy w ten czy inny sposób wzięli udział w tym pierwszym polskim a zupełnie udanym konkursie.
Dr Władysław Weryho, autor znanej pracy „Marks jako filozof“, po niemiecku wydanej, zbyt pochłonięty jest redakcyjną i wydawniczą pracą, aby mógł samodzielnie pracować naukowo. Oprócz Przeglądu staraniem jego wyszło kilkadziesiąt filozoficznych dzieł najznakomitszych badaczów, że wymienię tylko nazwiska Kanta, Schopenhauera, James, Ribota, Macha, Helmholtza. Żaden z wydawców, nie wyłączając zasłużonego i pracowitego Struwego, nie zbogacił tyloma wyborowo wydanemi dziełami biblioteki polskiego uczonego co Weryho. Pomysłowy, cierpliwy i wytrwały, sumienny do najmniejszych drobiazgów, dr Weryho żyje, zda się, dla swojego kwartalnika wyłącznie.
Prof. Henryk Struwe znany jest naszemu ogółowi dobrze. Filozoficzne studja jego samodzielne wychodziły w czasie najgorszego upadku filozofji i dlatego nie były właściwie rozpowszechnione. Autor „Syntezy dwóch światów“ stanął jednak na pozycji, która dziś wydaje się najmocniej w filozofji ugruntowaną: na gruncie idealnego realizmu. Jego „Wstęp do filozofji“ miał u nas trzy wydania, rzecz niesłychana. Pracuje nad „Historją polskiej filozofji“. Wysłużywszy lat 30 na uniwersytecie warszawskim — służba to była ciężka niezmiernie pod rektorami, kwalifikującymi się co najwyżej na rewirowych cyrkułu — zamieszkał obecnie przy córce pod Londynem.
Prof. Władysław Gosiewski, jeden z najbardziej śmiałych i twórczych umysłów matematycznych, jakie kiedykolwiek istniały, posiada osobną kartę w historji filozofji polskiej jako twórca oryginalnego systemu matematycznej Monadologji; przyjmuje on monady, tem od Leibnitzowskich różne, że wzajemnie na siebie wpływają i w kolegjalny sposób rządząc się, stanowią wszechświat. Zrozumieć trudno, dlaczego żaden z polskich uniwersytetów nie pokusił się o zdobycie dla siebie tego pierwszorzędnego myśliciela.
Prof. Kazimierz Twardowski znany jest przedewszystkiem jako pedagog i na tem polu położył wielkie zasługi, tworząc we Lwowie ruch naukowy śród młodych sił, ruch dający nam wprost świetne obietnice na przyszłość. Pisze świetnie, głównie z zakresu logiki. Jego „Djalektyka i Logika“ jest wybornym podręcznikiem szkolnym, zawierającym i główne oryginalne pomysły uczonego. Sporo prac jego wyszło po niemiecku.
Prof. Mieczysław Wartenberg ma opinję najsamodzielniejszego ze ściśle filozoficznych badaczów naszych. Pisał dużo po niemiecku o Kancie, Schopenhauerze i Lotzem i bardzo jest w świecie uczonym niemieckim znany. Po polsku wydał „Apologję metafizyki“, broniąc w niej klasycznego stanowiska filozofji wobec tych, coby radzi sprowadzić filozofję do prostej „teorji poznania“ lub traktować ją „jako jedną z nauk“, mianowicie naukę o pojęciach ogólnych.


∗             ∗

I laureatom należy się po parę słów choćby pobieżnej charakterystyki.
P. Juljan Ochorowicz nie potrzebuje przedstawiania publiczności. Znany jest, a nawet głośny. Jako student otrzymał złoty medal za rozprawę: „jak należy badać duszę“. Nie odgadł on zresztą w tej pracy ani trochę tej szerokiej drogi, którą Wilhelm Wundt gotował się słać dla współczesnej psychologji. Publicystyka, beletrystyka, popularyzowanie wiedzy przeplatało się u p. Ochorowicza z poważnemi studjami nad suggestją i z mniej poważnemi nad nieszczęsnej pamięci medjumizmem. Uczeni przyznają mu naturę bogatą i płodną, ale zmysłem krytycznym nie regulowaną. Czytelnicy cenią świetność jego pióra i plastykę jego stylu. Pracą konkursową uczynił on niespodziankę naszemu filozoficznemu światowi.
Dr Jan Łukasiewicz otrzymał stopień doktora filozofji na uniwersytecie lwowskim z odznaczeniem, zwanem „sub auspiciis imperatoris“, którego dostępują ci tylko, którzy od pierwszej do ostatniej klasy mieli wyłącznie celujące stopnie. Drukował poważną rozprawę „O indukcji jako inwersji dedukcji“; przetłómaczył Hume'a główne dzieło. Jest sekretarzem lwowskiego Towarzystwa filozoficznego, jedynego w Polsce. Zamiłowany w filozofji, nie chce się wiązać żadną stałą „posadą“, nawet w uniwersytecie, aby cały czas twórczej pracy poświęcić. Na młodym tym uczonym (urodził się w 1878 roku) dużo nadziei spoczywa.

W. Ko.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Kosiakiewicz.