Przejdź do zawartości

Poezye Adama Mickiewicza/Tukaj Ballada I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Tukaj
Podtytuł Ballada w czterech częściach
Pochodzenie Poezye Adama Mickiewicza, str. 72-78
Wydawca drukiem Józefa Zawadzkiego
Wydanie 1.
Data wyd. 1822
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
TUKAJ

albo
PROBY PRZYJAZNI.
BALLADA.

we czterech częściach.



I.

Ja umiéram — Ja niepłaczę,
I wy chciejcie ulżyć sobie;
Prędzéj, poźniéj, legniem w grobie,
Nie wrócą na świat rospacze.
Byłem Panem mnogich włości,
Sławny potęgą i zbiorem;
Zamki me stały otworem,
Dla przyjaciół i dla gości.

O potęgo! o człowieku!
Wielkie zamki, wielkie imie;
Wielkie nic! wielkość, czczy dymie!
Ja umieram w kwiecie wieku!
Gdy za mądrości widziadłem,
Goniąc zbiegam kraje cudze;
Gdy wzrok nad xięgami trudzę,
Skarbnice nauk posiadłem.
O nauki! o człowieku!
Wielka mądrość, wielkie imie,
Wielkie nic! rozum, czczy dymie!
Ja umiéram w kwiecie wieku.
Strzegłem ustaw świętéj wiary
W duchu i serca prostocie;
Hojnie nagradzałem cnocie,
Kościołom niosłem ofiary!
O pobożności! człowieku![1]
Swięta wiaro, święte imie;
Swięte nic! cnoto, czczy dymie!
Ja umiéram w kwiecie wieku.

Twórco jakże igrasz srodze,
Kiedy mi dasz wiek niedługi,
Coż że mi dasz wierne sługi?
Czemże za wierność nagrodzę?
Dasz kochankę kochankowi;
Smierć truje ślubów słodycze.
I tylu przyjaciół liczę!
Bądźcie zdrowi, bądźcie zdrowi!
Tak na domowników ręku
Tukaj, pośród skarg i jęku,
Pożegnawszy świat na wieki,
Gasnące zamknął powieki.
Wtém grom łamie szczyty dachu,
Zadrżały zamkowe ściany,
Jakowyś starzec nieznaczny,
Wlatuje na środek gmachu.
Siwy włos okrył mu skronie,
Twarz marszczkami rozorana,
Broda długa za kolana,
Na kosturze wsparte dłonie.
„Tukaju!” porwał s pościeli,
I wraz za sobą iść każe;

Już wierzchne sale minęli,
Minęli wały i straże.
Jdą; ciemno, dészczyk kropi;
A srébrzysta twarz miesiąca,
To grubawe mgły rostrąca,
To się znowu we mgle topi.
Jdą ponad trzęskie kępy;
Mijaią bagna, głębinie,
Hnilicy ciemnéj ostępy,
Kołdyczewa[2] nurty sinie.
Gdzie puszczą zarosła w koło,
Spodem czarna, z wierzchu płowa,
Zwirami nasute czoło,
Wynosi góra Zarnowa,
Tam szli; starzec kląkł na grobie,
Rozwarł usta, okiem błysnął
Podniosł w górę ręce obie,
Trzykroć krzyknął, trzykroć swisnął.
— Tukaju, patrz, oto ścieszka!
Za ścieszką chatka na bagnie,

W chatce mędrzec Polel mieszka,
Mędrzec mędrca wspomódz pragnie.
Znana twa nauka, cnota;
Znam, że Bóg węzły lubemi,
Przywiązawszy cię do ziemi,
Długiego nie da żywota.
Ale rzucaj przestrach płonny,
Mych sposobów uznaj dzielność;
Zyj dla sług, przyjaciół, żony,
Lata, wieki, nieśmiertelność.
Ja piérwszy, ziemskiemu oku,
Smiem do niéj pokazać drogę;
Lecz podług ustaw wyroku,
Dwóm tylko pokazać mogę.
Wybiérz drugiego człowieka,
Człowieka doznanéj wiary,
Któremubyś w każdéj probie,
Tak zaufał jak sam sobie?
Trafisz, niesmiertelność czeka!
Chybisz, śmierć i wieczne kary.
— Starcze! twe zjawienia wiescze
Ciemna zasłona powleka.

Powiedz? — Powiadam ci jeszcze
Wybierz drugiego człowieka.
Radź się twej głowy i serca.
Idzie o ciało i duszę!
Wierny, albo przeniewierca,
Nieśmiertelność, lub katusze!...
Czy mógłbyś zwierzyć się słudze?...
Tukaj, nic nie odpowiada,
Bo któż zgadnie myśli cudze?
Bo zbyt częsta w sługach zdrada.
— Może kochance, lub żonie?
— Tak, — wtém uciął, patrzy smutnie;
— Tak, rzecze, i znowu utnie,
Myśli sam się z sobą biedzi,
— Tak jest, kochance, tak, żonie
I wierzy i strach nań pada
I wątpi, i wstydem płonie;
Myśli, sam się z sobą biedzi,
Umyślił, już w odpowiedzi,
Już... i nic nieodpowiada.
— Umrzyj więc! ty śmiałeś żądać?
Daj pokoj żądaniom dzikim,

Ty nié masz ufności w nikim,
Wartoż dłużéj świat oglądać?
— On myśli. — Nikogoż z wiela?
Sługi; żony; przyjaciela? —
On myśli. Tu w mgnieniu oka,
Czerni się niebios sklepienie,
Słychać grzmienie, ziemi drżenie,
Kipią bagna, lasy gorą,
Niknie w płomieniach opoka,
I doliny i jezioro.
Sród gromów, świstu i szczęku,
Czyto zły duch, czy moc Boża,
Tukaj znalazł się śród łoża,
Na swych domowników ręku.
Głos tylko zagrzmiał zdaleka,
„Niémasz drugiego człowieka
Któremubyś w każdéj probie,
Tak zaufał, jak sam sobie!”









  1. Za te bluźnierstwa znajdzie czytelnik ukaranie w następnych balladach.
  2. Nazwisko jeziora.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.