Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się piękniejszymi na jej smagłej piersi, i nabierał życia opal w jej palcach, i dawały trzaskające skry w jej rękach te żółte bursztynowe zabawki, jakie przywozili w darze królowi Salomonowi z brzegów dalekich mórz północnych śmieli majtkowie króla Chirama Tyrskiego.
Złotem i liljami pokrywała Sulamit swe łoże, ubierając je na noc, a spoczywając na jej piersi mówił król pełen radości serca:
— Tyś podobna do królewskiej łodzi w krainie Othyr, o moja luba; do złotej lekkiej łodzi, która płynie, kolebiąc się po świętej rzece, w śród aromatu białych kwiatów...
Tak nawiedziła króla Salomona — największego z królów i najmędrszego z mędrców — jego pierwsza i ostatnia miłość.




Wiele wieków minęło odtąd. Byli królowie i królestwa, i nie pozostało po nich nawet śladu, jak po wietrze, co nad pustynią przewiewa. Były długie, bezlitosne wojny, po których imiona wodzów świeciły się przez wieki niby gwiazdy krwawe, ale czas zatarł nawet samą pamięć o nich.