Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i uśmiechają się. I kiedy syrena przestała, wszystkim naraz zrobiło się tak lekko i podniecająco wesoła jak bywa tylko w ostatnich chwilach przed odejściem parostatku.
— No, żegnajcie, towarzyszko Heleno — rzekł Wasiutyńskij: zaraz będą zdejmować schodki. Idę.
— Żegnajcie, drogi, — rzekła Trawina, podając mu rękę: Dziękuję wam za wszystko. W waszem kółku odradzasz się wprost duchowo.
— I wam dziękuję, droga. Wyście nas rozgrzeli. My, wiecie, więcej teoretycy móle książkowi, a wyście nas jakby żywą wodą pokropili. Według zwyczaju, potrząsnął jej ręką, jakby pompował wodę, boleśnie ścisnąwszy jej palce obrączką.
— A kołysania jednak nie obawiajcie się, rzekł: Przy Tarchankucie was rzeczywiście cokolwiek pokołysze lecz kładźcie się zawczasu na hamak, wszystko będzie cudownie.
Małżonkowi i władzcy ukłon. Powiedźcie mu, że wszyscy z niecierpliwością czekamy na jego broszurkę. Jeżeli tu się nie uda odbić, wydrukujemy za granicą... Znudziliście się, nieprawdaż? — spytał, nie wypuszczając jej ręki i z familjarną uprzejmą chytrością zaglądając jej w oczy.
Helena uśmiechnęła się.
— Tak jest. Cokolwiek.
— To-to. Widzę już. Czyż to żart, zlitujcie się — dziesięć dni nie widzieliście się! No, addio, mio carissimo amico. Wszystkim znajomym w Jałcie pozdrowienie. Cudowna z was, jak Boga kocham, czło-