Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bietę, zmęczoną życiem. Widoczne było, że ten pełen cierpienia odcień zdobyty został nie na scenie, a za kulisami. W pamięci mej mimowoli zbudził się pierwszy debiut teatralny Lidoczki teraz i śladu nie pozostało z jej dawnej naiwnie-zachwycającej prostoty. Teraz zachowywała się przed oczami publiczności swobodnie, powiedziałbym, nawet zbyt swobodnie; teraz tylko uśmiechała się, nienaturalnie pokazując zęby, jak i wszyscy do jednej aktorki, tak samo sztucznie i drewniano śmiała się, tak samo załamywała ręce z wykręcaniem nazewnątrz łokci. Zajrzałem do afisza; okazało się, że na scenie Lidoczka nazywa się Wieryną.
Ledwie skończył się trzeci akt, gdy zobaczyłem Ałfierowa, który spiesznie przedzierał się do mnie, następując na cudze nogi i brzęcząc szablą po cudzych kolanach.
— Pójdziemy, gołąbku, za kulisy, tam wszyscy nasi. Tylko na ciebie czekamy. Widziałeś Wierynę? Mameczko! Zaraz mnie z nią obiecali zaznajomić. Chyba bukiet zawalić? Co? Jak ty myślisz?
Poszliśmy wokoło całego teatru wązkim nieoświetlonym korytarzem, kilka razy wchodząc i schodząc w zupełnej ciemności po jakichciś drabinach, Ałfierow, obznajomiony już z położeniem teatru, prowadził mnie za rękę. Weszliśmy do garderoby, wielkiego wilgotnego pokoju bez podłogi i z wązkiemi schodami prosto na scenę. Dwa kąty, odgrodzone deskami, służyły mężczyznom i kobietom do ubierania. W obłokach dymu tytuniowego, przy kopcą-