Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyszy broni. Jakiś ksiądz odprawia nad nim modły, błogosławi go. Przechodnie odsłaniają głowy i idą dalej. Wczoraj wieczorem Austrjacy wrzucili parę bomb do naszego okopu. U podnóża tych gór znajdują się cmentarze, których poświęcenie właśnie się odbywa. Nasz się powiększa…
Krótka ceremonja pogrzebowa nie przerwała zajęć i ruchu tych, którzy żyją. Ze smutkiem myślę o tym nieznanym żołnierzu włoskim, który poszedł pod ziemię w sam raz wtedy, gdy na niebie ciepłem swojem ogłasza się wiosna. Działa pracują. Zmarły należał do 531. oddziału karabinów maszynowych. Był jedyną ofiarą bomby, która padła wczoraj wieczorem. Popołudniu raz po raz kanonada. Jeden z naszych granatów trafił celnie w okop nieprzyjacielski. Bosze krzyczeli i umykali. Jakiś sanitarjusz austrjacki przybiegł do nas. Koncert naszych najcięższych dział — przeciwko pierwszej i drugiej linji nieprzyjacielskiej. Z prawego flanku naszego okopu widziałem Duino. Stąd, z góry, panuje się nad całą zatoką Panzano. Z powodu oparów nadmorskich nie mogłem dostrzec Triestu.
Posłaliśmy dziesięć torped na zasieki nieprzyjacielskie Austrjacy, mszcząc się za to, wypuścili siedem 15,2 kalibrowych granatów na krawędź koty 144. Jeden człowiek odniósł ranę w jabłko kolanowe.

15 lutego.

Słońce. Tej nocy pracowałem do godz. czwartej. Gdy oddaliłem się z rowu łącznikowego, by wrócić na swoje legowisko, czerwona kwadra księżycowa złowieszczym blaskiem oświecała pole walki. Dziś rano nic nowego. Popołudniu, zwykła symfonja.
Żargon wojenny:
telegram — odłamek granatu
przyszywać guzik — ględzić