Przejdź do zawartości

Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy pewną jesteś, Noro, że stało się wszystko tak, jak opowiedziała Tora? Wiesz sama, że nie była nigdy ścisła. Wydaje mi się też, że w takim wypadku nietrudno o przedstawienie sprawy w innych barwach. Wszak prawda? Nie chcę mówić o tem, com słyszała, może i tu jest dużo omyłek, lub przesady. W każdym jednak razie Tora ostrożną nie była nigdy. Sama musiałaś jej często przerywać podczas opowiadania. Zresztą była we Francji i wiedziała dużo więcej od nas. Rozmyślając, nad tem, co czasem mówiła, muszę przyznać, że często... to i owo... Czyż nie miała tego w krwi?
Nie czynię jej z tego zarzutu! Jest nieszczęśliwa, a przeto nietykalna, ale może wytłumaczyłoby to niejedno.
Żal mi jej z głębi serca i uczyniłabyś mi wielką przysługę donosząc, w jaki sposób mogłabym jej dopomóc, oczywiście nie dotykając jej, ni czyniąc przykrości.
Nie jestem dziś, doprawdy, w możności odpisać naszej przyjaciółce Tince. Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że wyrażenie jakiego użyła: „najlepsza przyjaciółka Tory,“ nie jest stosowne odnośnie do mnie.
Mogło się tak swego czasu wydawać, nie przeczę, w każdym jednak razie spowodowała to jeno sama Tora. Nie narzucała mi się... nie... musiałabym kłamać, mówiąc tak... ale stosunek mój z nią zawsze posunięty był, z jej winy, zbyt daleko... Musiałam się z nią zadawać więcej, niż mi to było miłe i tak było aż do ostatniej godziny ostatniego dnia. Zostawszy samą, uczuwałam zaraz rodzaj oburzenia. Może to brzydko z mej strony, ale to prawda szczera.
Po rozłące nawet odczuwałam jej wpływ, a uświadomił mi to pewien fakt,... mój własny list, który