Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bilet. Potém znów prosiłem kelnera, aby mi u kucharza obstalował kawałek mięsa na jutro.
— In der Kanzlei, rzekł mi lakonicznie.
Przepędziwszy wesoło czas po obiedzie w polskiém towarzystwie, które się miało nazajutrz udać na Łomnicę, przypomniałem sobie nagle o butach.
Nie znalazłszy szyldu szewca, zapytałemkogoś z przechodzących, gdzieby go można znaléźć.
— In der Kanzlei — odpowiedział przechodzień z akcentem silnie węgierskim.
— Jakto, w kancelaryi buty łatają?
— Ah nie, bom nie dosłyszał. Zresztą nie wiem.
Wtém mi się Józek nawinął, który mnie zapewnił, że jeden z górali naprawi.
Najzabawniejszą jednak była moja Odyssea wieczorna. Przy pakowaniu zapasów na jutrzejszą wyprawę okazał się brak wódki. Naturalnie, nie chcąc być naiwnym, poszedłem do kancelaryi jak w dym. Jednakże była już zamkniętą. Udałem się tedy do kawiarni, gdzie na półkach widziałem butelki. Ale kawiarka oświadczyła mi z najmilszym uśmiéchem, że jéj nie wolno sprzedawać na butelki, i że muszę się udać do kancelaryi.
— Ależ zamknięta.
— To idź pan do restauracyi.
Z restauracyi odesłano mnie do kancelaryi a na przedstawienie, że zamknięta, radzono mi udać się do kawiarni.
Rozgniéwało mnie to, i byłbym już zrezygnował