Przejdź do zawartości

Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szyć. Lecz do tego trzeba miéć stały punkt oparcia. On go wprawdzie nie miał, ale widok blizkiéj śmierci wlewa w człowieka niesłychaną śmiałość i zręczność. Obawa wzbudzana przez mostek skruszony ustąpić musiała miejsca planom myśliwskim. Ostrożnie i z nadzwyczajnem wysileniem zaczął się odwracać twarzą do góry. Orzeł wciąż bujał. Po kwadransie pracy myśliwy miał już i strzelbę w porządku. Chwycił się tyłem głowy za jakiś skrawek, nogą zahaczył się za jakiś wyskok, a część ciała wisiała nad przepaścią. W téj pozycyi obserwował on przez chwilę orla, który wreszcie uznał za stosowne umknąć z zakresu działania fuzyi. Strzelec, pozbywszy się trwożliwego nieprzyjaciela, przewrócił się znów na brzuch i po trzech godzinach rozpaczliwych wysiłków, dopełzał do końca wązkiéj galeryi i stanął na pewnéj podstawie.
Lecz łowy te, o ile są niebezpieczne, o tyle pociągające. Wzbudzają one tak silną namiętność, że nic od niéj nie wstrzyma, chyba brak fuzyi. Widziałem jéj przedsmak w owéj dolinie. Ukazanie się kozicy porwało całą uwagę górali i rozbiegli się wzdłuż ściany, na któréj czerwieniała, choć nikt z nich ani marzyć nie mógł o zdobyciu jéj, bo nikt nie miał fuzyi.
Górale biegali, krzyczeli, machali rękami, — kozica stała. Ruszała łepkiem, ale mając do ucieczki całe zbocze, na którém stała, patrzyła na ludzi u podnoża będących, czekając aż jéj który z jednéj strony drogę zatarasuje, aby uciec w drugim kierunku. Wreszcie