Przejdź do zawartości

Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pokoju; tym, gdy wracały w pamięci, dojrzewająca młodość dodawała siły i wyrazistości, jakiej im wiek dziecinny udzielić nie potrafił. Gdy się ten koń przybliżał, a ja czekałam, rychło się ze zmierzchu wyłoni, przypomniały mi się niektóre opowiadania Elżbietki o duchu, imieniem Gytrash, który pod postacią konia, muła albo wielkiego psa straszył na pustych, samotnych drogach, a niekiedy nachodził spóźnionych podróżnych.
Bardzo już był blisko, ale jeszcze dla mnie niewidoczny; wtedy w dodatku do tupotu kopyt końskich usłyszałam szurgnięcie pod płotem i tuż blisko pod krzakami leszczyny przesunął mi się wielki pies, dzięki czarno-białemu zabarwieniu widoczny wśród drzew. Była to dokładnie jedna z postaci Elżbietki Gytrasha — stworzenie do lwa podobne, długowłose, wielkogłowe. Minęło mnie jednak wcale spokojnie, nie zatrzymując się, by spojrzeć mi w twarz dziwnemi, nadpsiemi oczami, jak się tego prawie spodziewałam. Szedł za nim koń — rosły wierzchowiec, a na nim siedział jeździec. Mężczyzna, ludzka istota, odrazu spłoszył czar. Nikt nigdy nie dosiadał grzbietu Gytrasha, był zawsze sam; a duszki, o ile wiedziałam, choć mogły przyoblekać nieme ciała zwierząt, nigdy nie szukały schronienia w pospolitym kształcie ludzkim. Nie był to więc żaden Gytrash, tylko podróżny, który wybrał tędy krótszą drogę z Millcote. Przejechał, a ja poszłam dalej: parę kroków uszłam zaledwie, gdy musiałam się obejrzeć, usłyszawszy zgrzyt poślizgnięcia się, okrzyk „A cóż to u pioruna?“ i odgłos upadku. Jeźdźca i konia ujrzałam teraz na ziemi; koń poślizgnął się na zlodowaciałej powierzchni ścieżki i wraz z jeźdźcem upadł. Pies zawrócił w podskokach, a widząc pana swego w tem położeniu i słysząc stękanie konia, rozszczekał się tak, że aż wzgórza odpowiadały mu echem. Zrazu węszył dokoła leżących, a potem podbiegł do mnie; nie mógł nic innego zrobić, wyraźnie wzywał mnie na pomoc. Usłuchałam go i zbliżyłam się do podróżnego, który tymczasem usiłował wydostać się z pod konia. Wysiłki jego tak były energiczne,