Przejdź do zawartości

Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakiś chrapliwy pomruk, przypominający warczenie psa. Pan Rochester, postawiwszy świecę, powiedział do mnie: „Poczekaj chwilę“, poczem wszedł do wewnętrznego pokoju. Powitał go wybuch śmiechu — hałaśliwy zrazu, a kończący się tem, właściwem Gracji Poole, djabelskiem ha! ha! A więc ona tam się znajdowała... Pan Rochester coś tam zarządził, nic nie mówiąc, chociaż słyszałam zwracający się do niego cichy głos; — wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
— Przyjdź tutaj, panno Joanko! — zwrócił się teraz do mnie.
Przeszłam na drugą stronę wielkiego łóżka, które z zapuszczonemi firankami zasłaniało znaczną część pokoju. Fotel stał w głowach łóżka; w tym fotelu siedział mężczyzna, cały ubrany, z wyjątkiem ściągniętego surduta; siedział cichy, z głową wtył przechyloną, z zamkniętemi oczyma. Pan Rochester oświecił go świecą; poznałam w jego bladej, napozór martwej twarzy — obcego przybysza, pana Mason. Zauważyłam, że bielizna jego z jednego boku i na jednem ramieniu przesiąknięta była krwią.
— Potrzymaj mi świecę — rzekł pan Rochester.
Usłuchałam. Przyniósł z umywalni miednicę z wodą.
— I to mi przytrzymaj.
Zrobiłam, jak kazał. Wziął gąbkę, zanurzył ją w wodzie i zwilżył nią trupio bladą twarz; zażądał ode mnie buteleczki z solami i przytknął ją do nozdrzy zemdlonego. Pan Mason niebawem otworzył oczy; jęknął. Pan Rochester rozpiął koszulę rannego, którego barki i ramię było obandażowane; zebrał gąbką krew, kroplami szybko ściekającą.
— Czy jest bezpośrednie niebezpieczeństwo? — szepnął pan Mason.
— Cóż znowu! Nie — to proste zadraśnięcie. Nie przerażaj się tak, człowieku: trzymaj się! Sprowadzę ci teraz chirurga, ja sam: do rana, mam nadzieję, będzie cię można stąd wywieźć. Panno Joanko — zwrócił się do mnie.
— Słucham.