Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spodziewałam się przyjazdu jego przed herbatą, a teraz już ciemno; cóż może go zatrzymywać? Czy spotkał go jaki wypadek? Przypomniałam sobie znowu wydarzenie ostatniej nocy. Wytłumaczyłam je sobie jako przestrogę, jako zapowiedź nieszczęścia. Zdjął mnie lęk, że nadzieje moje może są zbyt jasne, by mogły się urzeczywistnić; a tyle szczęścia zaznałam w ostatnich czasach, że pomyślałam, iż szczęście moje już dosięgło zenitu — i odtąd musi go ubywać...
„To trudno, ale ja nie mogę wracać do domu — pomyślałam — nie mogę zasiąść przy kominku, gdy on jest wystawiony na niepogodę; lepiej przemęczyć ciało, niż dręczyć się sercem; wyjdę na drogę.”
Ruszyłam z miejsca; szłam szybko, ale nie uszłam daleko; niebawem posłyszałam tupot kopyt końskich; jeździec się zbliżał w pełnym galopie; pies biegł obok niego. Precz, złe przeczucie! To on — siedzi na swoim Mesrourze, za nim zdąża Pilot. Zobaczył mnie, gdyż księżyc otworzył niebieskie okno wśród chmur i przepływał je jasny; zdjął kapelusz i powiewał nim nad głową. Pobiegłam na jego spotkanie.
— A widzisz! — zawołał, wyciągając rękę i przechylając się z siodła — nie możesz się obejść beze mnie, to widoczne. Stań na końcu mego buta i podaj mi obie ręce. Wsiadaj!
Usłuchałam; radość uczyniła mnie zwinną; wskoczyłam na siodło przed nim. Dostało mi się na powitanie serdeczne ucałowanie i trochę triumfujących przechwałek, które już, trudna rada, przełknęłam. Pohamował się w swem rozradowaniu, pytając:
— Ale czy się co stało, Joanko, żeś wyszła spotkać mnie o takiej godzinie? Czy stało się co złego?
— Nie, ale myślałam, że pan już nigdy nie przyjedzie. Nie mogłam znieść czekania na pana w domu, zwłaszcza przy tym deszczu i wietrze.
— Deszcz i wiatr, doprawdy! Tak, ty ociekasz wodą, jak syrena; zaciągnij mój płaszcz dokoła siebie. Ale mnie się zdaje, że ty masz gorączkę, Joanko: i twarz