Przejdź do zawartości

Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wana, pragnęłam, ażeby wiatr wył wścieklej, ażeby zmrok zamienił się w ciemność zupełną, a gwarny zamęt w głośną wrzawę.
Przeskakując ławki, przechodząc pod stołami, dotarłam do jednego z kominków, tam zastałam koleżankę Burns, klęczącą przed wysoką drucianą kratą. Milcząca, oderwana od wszystkiego, co się naokół działo, pochłonięta była książką, którą czytała przy niejasnem świetle węgli.
— Czy zawsze jeszcze Rasselas? — zapytałam, zachodząc ją ztyłu.
— Tak — odpowiedziała, — Właśnie go kończę.
I po pięciu minutach zamknęła książkę. Byłam z tego rada. „Teraz — pomyślałam — może wyciągnę ją na rozmowę.“ Usiadłam przy niej na ziemi.
— Jak ci na imię? — zapytałam.
— Helena.
— Czy zdaleka pochodzisz?
— Pochodzę z miejscowości, dalej na północ położonej, tuż nad granicą Szkocji.
— Czy wrócisz tam kiedy?
— Mam nadzieję; ale nikt nie może być pewny przyszłości.
— Musisz pragnąć opuścić Lowood?
— Nie! Dlaczego miałabym tego pragnąć? Przysłano mnie do Lowood, ażebym zdobyła wykształcenie, i na nicby się nie zdało wracać, dopóki nie osiągnęłabym tego celu.
— Ale ta nauczycielka, panna Scatcherd, taka okrutna dla ciebie!
— Okrutna? Bynajmniej! Jest surowa; nie znosi moich wad.
— A ja, gdybym była na twojem miejscu, jabym jej nie znosiła; opierałabym się jej. Gdyby mnie uderzyła tą rózgą, jabym jej z ręki wyrwała; połamałabym ją przed jej nosem.
— Prawdopodobnie nie zrobiłabyś nic podobnego; a gdybyś to zrobiła, pan Brocklehurst wypędziłby cię ze szkoły; byłoby to wielkiem zmartwieniem dla twoich