Przejdź do zawartości

Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ŚLADEM ROSYNANTA89

zgryzotą kwiatów zwrotnikowych, co pod szarem niebem,
tęsknią,
w oranżeryach tęsknią,
na przepysznych szatach kobiecych tęsknią i — —
— — więdną — —
Dlaczegom wmówił w siebie, żemi gdzieindziej iść
niewolno?!
Oto myślałem, że po oczach stąpać nie mogę,
myślałem nocą skryć się na puste ścieżki,
chociażby mrzeć i więdnąć i tęsknić,
a bez światła, a z goryczą w sercu —
pod szarem niebem smutnego życia,
w oranżeryach sztucznego życia,
bo się bałem odetchnąć,
bo po oczach ludzkich stąpać nie mogę — —

Któż mi wmówił, że ja do Słońca prawa nie mam?!


O księżycowych nocach, mroźnych i bezlitosnych,
z marami dum rozpierzchłych tajemne miewam
rozmowy — —
Wywołałem ducha, który słał wesołe śmiechy w pustkę
mych klasztornych korytarzy — —
Przypinałem mu skrzydła białe, anielskie —

===============

O księżycowych nocach, mroźnych i bezlitosnych, padały
na mnie ciężko — skłębione zawieje śnieżne — —
Nie podniosłem głowy dla rozkazu,
nie podniosłem myśli dla oporu,
nie podniosłem ramion dla czynu — —

Któż mnie piętnem znaczył niewolniczem?