Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z drzew, pól rozległych, słodycz kiedy znoszą,
Miłym się plonem żywią i panoszą.
Gdzie lekki Zefir wpośród łąk kwiecistych,
Z ziołkami igra, i z trawką się pieści,
Albo się wkradłszy do lip rozłożystych,
Chwieje gałązką, i liściem szeleści;
Tam wasza zdobycz: ssąc kwiatek lub trawkę,
Razem z użytkiem łączycie zabawkę.
Nader obfite mający dostatki,
Umiecie pszczółki zachować i użyć:
Okryte plonem wracacie do matki,
Aby i sobie i drugim usłużyć.
Stąd w przykrej zimie miewacie wygody,
Stąd nam dajecie i woski i miody.
Gdybyście tylko po łąkach bujały,
I pasły oczy pięknych kwiatów wdziękiem;
Prędkoby wasze rozkosze ustały,
Późny żal smutnym wydałby się brzękiem.
Słodki wasz pokarm, dla nas pożądany,
Wam jeszcze słodszy, bo zapracowany.
Domki rozkoszne, dostatnie śpiżarnie,
Widzę, iż praca korzyści nie traci:
Znajduje karę, kto czas trawi marnie,
Pszczołki: gubicie leniwych współbraci.
U was do nagród zasługi sposobią,
Karmicie w zimie tych, co w lecie robią.
Macie żądełka, i rażą boleśnie,
Ale je tylko ku obronie macie.
Zwierz najmocniejszy drażni was niewcześnie,
Słabe, złączeniem siły, zwyciężacie,
Każda w nadzieję iż roju ochroni,
Choć wie, że zginie, przecież matki broni.
Pascie się pszczołki po rozkosznej łące,
Zbierajcie słodycz z kwiatów wybujałych:
Póki wam służą dni lata gorące,
Póki wam stanie żeru z ziół dojrzałych.
Wasz brzęk rozkoszny nikogo nie nudzi,
Lepiej być z wami, niźli wpośród ludzi.



V. Laur.


Szczepu dobrego ulubiony płodzie,
Ty, co mnie teraz cieszysz i okrywasz;
A w przyrodzonej ozdobny urodzie,
Na coraz nowe wdzięki się zdobywasz;
Laurze! ja wieśniak spokojny w umyśle,
Pod twoim cieniem pozwól, niechaj myślę,
Jeśli nieczułość często pożądana,
Laurze, szczęśliwyś przeto, iż nie czujesz.
Masz deszcz zbawienny w wieczór, rosę z rana:
Słońce dopieka, ty się nie frasujesz.
Chociaż z niejednem drzewem u mnie gościsz,
Mniejszem nie gardzisz większym nie zazdrościsz.
Gdybyś mógł patrzeć na twoje obroty,
Wierz mi, w uczuciu byłbyś nieszczęśliwym:
Musisz uwieńczać szczęśliwe niecnoty,
Jużeś być przestał nagrodą cnotliwym.
Niegdyś od godnych wieńczenia, noszony,
Zdobiłeś, zdobisz Sylle i Nerony.
Zdajesz się przecież czułym po te czasy,
Kiedy Marona nagrobek okrywasz.
Zginęły z wiekiem Olimpy, Parnasy,
I ty się próżno na kwitłość zdobywasz.
Co jest, nie wielbię: co będzie, nie tuszę,
Laurze: nie kwitnij, zeszły wielkie dusze.



VI. Do Katarzyny z Krasickich Stadnickiej.


O matko dobra! co za dawnym wiekiem
Idziesz, choć jesteś i młoda i ładna:
Co znasz, iż płód twój przecież jest człowiekiem,
A w czasach naszych zbyt rzadko przykładna,
Żono poczciwa, rozumna i miła!
Śmiesz sama karmić to, coś urodziła.

Taj się, bo cnota teraz pośmiewiskiem,
Taj się, bo dobrą już się być nie godzi:
Tak wiek nie rzeczą światły, lecz nazwiskiem,
Nad dawną cnotą zuchwale przewodzi:
I gdy przepisy wiekotrwałe maże,
Śmie szydzić z tego, co natura każe.

Pod Jagiełłami, Wazami i Piastą,
Poczciwa dzikość rozrządzała domy:
Lepiej, niż damą, było być niewiastą.
Nasz wiek syt w zbytki, w istocie poziomy,
Zrządził, iż zniósłszy dawne grubijaństwo,
Utraciliśmy i cnotę i państwo.

Płci wdzięczna! kiedy męzka tak odrodna,
Dawaj przykłady, zawstydź, wzbudź ospałych.
Płci wdzięczna! stań się uwielbienia godna,
Rodź, karm, pielęgnuj, w umyśle wspaniałych.
Zgładzi wiek przyszły, co dzisiejszy szpeci,
Z poczciwych matek, dobre będą dzieci.



VII. Do Wojciecha Jakubowskiego


Panie Wojciechu! mówcie, jako chcecie,
Przecież to dziwne rzeczy na tym świecie.
Młodzi i starzy za złym poszli wzorkiem:
Tych miłość ślepi, ci lecą za workiem;
Baby się kłócą, krewni się nie lubią,
Panowie straszą, a słudzy się czubią.
Panie Wojciechu! mówcie, jako chcecie.
Przecież to dziwne rzeczy na tym świecie.



VIII. Do tegoż.


Mój sąsiedzie, mój Wojciechu,
Idzie radość bez pośpiechu.
Nie gdy chcemy, do nas chodzi.
Nie gdy chcemy, troski słodzi.

Bywa jednak, lecz gdy zechce:
Kto zbyt pragnie, ten jej nie chce —
Więc pragnący czasem śmiechu,
Nie naglij ją, mój Wojciechu.

Przyjdzie, ujrzysz ją w twej chacie,
Osłodzi myśl po utracie:
Lecz, jak łupina w orzechu.
Tak jest ona, mój Wojciechu.

Trzeba to zgryść, co ją kryje,
A dopiero się użyje:
Wzmoże w pracy przy oddechu.
I orzeźwi, mój Wojciechu.