Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to nakoniec poruczył? kogo użył za pomocnika? kto był jego spólnikiem? kto wiedział o tem? komu siebie, komu swój los powierzył? Może niewolnikom tej kobiety? taki mu właśnie zarzut uczyniono. Byłże tak szalonym ten człowiek, któremu przynajmniej rozsadek przyznajecie, chociaż mu innych przymiotów w mowie nieprzyjacielskiej uwłaczacie, żeby cały swój los cudzym niewolnikom poniżył? A ktemu jakim niewolnikom? Bardzo wiele zależy na tem: takim, o których wiedział że nie podzielają spólnego losu niewolniczego stanu, ale wolniej, swobodniej, poufałej z panią przestają. Bo kto tego nie widzi, sędziowie, albo kto o tem nie wie, że w takim domu, gdzie gospodyni nierządne życie prowadzi, gdzie nic się nie dzieje, coby można za drzwi wynieść, gdzie zaloty, uciechy, rozpusta, wszystkie nakoniec niesłychane zdrożności i sprośne czyny swe siedlisko założyły, — że tam niewolnicy nie są właściwymi niewolnikami, ale takimi, którym się wszystko porucza, przez których wszystko się dzieje, którzy w tych samych rozkoszach opływają, którym tajemnice się powierzają, na których także niemało z codziennych wydatków i zbytków spływa? Tego Celiusz nie wiedział? Jeżeli był tak poufałym z tą kobietą, jak mówicie, wiedział także że i ci niewolnicy są poufalcami swej pani; jeżeli zaś nie miał z nią tak ścisłych stosunków, o jakich mówicie, jak mógł w takiej poufałości z niewolnikami zostawać?

XXIV. Co do samej trucizny, jaki zmyślacie sposób jej zadania? Zkąd jej dostał? jak ją przygotował? jak, komu i gdzie ją dał! Powiadają że ją miał w domu, że jej skutku doświadczył na kupionym na ten koniec niewolniku, którego bardzo prędka śmierć okazała moc trucizny. O! bogowie nieśmiertelni! dla czego zamykacie czasem oczy na ogromne zbrodnie ludzkie, albo, kiedy zbrodnia nie czeka, odwlekacie karę na potem? Widziałem, widziałem, i uczułem najdolegliwszą w całem mojem życiu boleść, kiedy Kw. Metellus[1], mąż dla dobra tego państwa zrodzony, w trzy dni potem jak w senacie, na mównicy, w sprawach publicznych, w całym blasku swej godności jaśniał, w samej porze wieku, w czerstwem zdrowiu i zupełnych siłach, z łona ojczyzny wydarty, wszystkim dobrze myślącym i całej Rzeczypospolitej najniegodniej porwany został. W chwili rozstania się z tym światem, straciwszy już wiedzę innych rzeczy,

  1. Obacz o nim notę 19 do tej mowy.