Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.
MOWA
O PROWINCYACH KONSULARNYCH.

I. Jeżeli kto z was, senatorowie, oczekuje mego głosu o rozdaniu prowincyj, niech pomyśli jacy są ludzie, których życzę sobie najbardziej z nich ściągnąć, a nie będzie miał wątpliwości, jakie zdanie mieć mi o tem wypada, kiedy się zastanowi jakiego zdania być muszę. Gdybym pierwszy to zdanie oświadczył, pewniebyście mnie pochwalili; gdybym sam jeden był tego zdania, przynajmniejbyście mi przebaczyli; a choćby nawet zdawało wam się mniej pożyteczne, mielibyście jednak pewne wyrozumienie dla mego żalu. Teraz zaś, senatorowie, niemałą mi to radość sprawuje, gdy z jednej strony widzę jak największy pożytek w postanowieniu o Syryi i Macedonii, tak iż żal mój z dobrem powszechnem nie jest w sprzeczności; gdy z drugiej strony mam po sobie P. Serwiliusza, który przedemną mówił, czcigodnego męża, który równie w usługach publicznych, jak w obronie mojej, szczególniejszej wierności i życzliwości dał dowody. Jeżeli on przed chwilą, i ile razy miał sposobność i wolność mówienia, Gabiniusza i Pizona, owe dwa potwory i można powiedzieć zagubiciele Rzeczypospolitej, już to dla innych przyczyn, już najbardziej dla ich znamienitego wykroczenia i strasznego względem mnie okrucieństwa, nie tylko zdaniem swojem, ale i dobitnością wyrazów swego głosu, piętnem hańby naznaczyć miał sobie za obowiązek, z jakiemże ja mam być sercem dla nich, ja, którego oni poświęcili dla nasycenia swojej chciwości? Aleja, mając dać moje zdanie, nie usłuchani mojej urazy, ani się gniewem nie uniosę. Z jakiem usposobieniem umysłu każdy z was dla nich być powinien,