Przejdź do zawartości

Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ta dla powtórzenia lab el barode. Ta rycerska zabawa, tu, na tém polu otwartém, na tym kwiecistym kobiercu, pod tém niebem pochmurném, przedstawiała widok tak piękny, tak niezwykły, że Poseł zatrzymywał się nieraz i cała karawana stawała, by mu się, przyjrzéć do woli. Trudno przypuszczać, aby ci ludzie mieli posiadać jakąś tajemniczą sztukę zbierania się i rozpraszania w tak malowniczy sposób; a jednak przychodziło mi to na myśl. Gotów byłbym powiedzieć, iż wszystkie ich ruchy i wszystkie kombinacye barw, zostały obmyślone i ułożone przez jakiegoś choreografa. Po samym środku gromadki jeźdźców w płaszczach niebieskich musiał się znaleźć koniecznie jakby go tam posłano, jeździec w płaszczu białym. Pomiędzy ludzi w białych kaftanach nieomieszkał nigdy wpaść człowiek w kaftanie czerwonym. Barwy zgodne zdawały się szukać siebie wzajemnie; łączyły się, splatały z sobą w ciągu jednéj szarży, a potém rozplatały się znowu, aby tworzyć inne przemiany. Było ich trzystu, a wyglądali jak niezliczone wojsko; uwijali się, migali wszędzie; przelatywali do kola jakby roje ptaków; ogłuszali nas, oślepiali, odurzali, zachwycali, przyprawiali o rozpacz malarzy.
— A łotry! wołał Ussi, czemuż nie mogę was miéć we Florencyi.