Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale prawda! Musi się na tym tłumie pomścić, będzie rozdrapywał, zabijał za poniewieranie nim, królem puszcz i lasów... Dalej!...
I wyzwolony z pęt niewoli lew rzucił się ku uciekającym, aby wywrzeć swą zemstę.
Umknęli! Powbiegali do bram domów, poukrywali się po mieszkaniach... Niema na ulicach nikogo.
Paru jeszcze nie należących do dręczycieli i nie wiedzących o ucieczce lwa ze zwierzyńca, ujrzawszy straszliwe zwierzę, biegło co sił starczyło ku bramie...
Zdawało się, że wymarło miasto, tylko z okien wyglądali przerażeni mieszkańcy. Ale oko lwa dojrzało coś, co go zainteresowało.
Na ulicy, niedaleko od chodnika przy którym stał dom murowany, mała dziewczynka zabawiała się wożeniem w wózku swej lalki. Nie widziała przy-