Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ciotka Elżbieta popatrzyła na nią swemi zimnemi oczami.
— Zdejmuj natychmiast odzież — rzekła.
Emilka usłuchała rozkazu, trzęsąc się ze wstydu i z gniewu. Ohydne było to uczucie: zdejmować suknię i bieliznę w obecności ciotki Elżbity, która stała i przyglądała jej się. Było to niewysłowioną męczarnią. Jeszcze ciężej bodaj przyszło jej odmawianie pacierzy w tych okolicznościach. Ojca Bóg był taki daleki, a ona posądzała Boga ciotki Elżbiety o wybitne podobieństwo do Boga Heleny Greene.
— Idź do łóżka — rzekła ciotka Elżbieta, układając jej rzeczy na krześle.
Emilka popatrzyła na zamknięte szczelnie okna.
— Czy nie masz zamiaru otworzyć okna, ciotko Elżbieto?
Ciotka Elżbieta przyjrzała się Emilce tak, jakgdyby dziewczynka była jej zaproponowała wdrapanie się na dach.
— Otwórz okno i wpuść świeże, nocne powietrze! — tłumaczyła Emilka.
— Za nic w świecie!
— Ojciec i ja zawsze otwieraliśmy okna — zawołała Emilka.
— Nic dziwnego, że umarł na suchoty — rzekła ciotka Elżbieta. — Nocne powietrze to trucizna.
— Jakież inne może być w nocy powietrze? Wszak tylko nocne? — spytała Emilka.
— Emilko — rzekła ciotka Elżbieta lodowato — idź do łóżka.
Emilka położyła się.
Ale usnąć nie mogła żadną miarą w tem prze-

76