Przejdź do zawartości

Strona:Epidemia.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obywatela ― a nazwijmy go ― dajmy na to ― Józefem ― bo czystym i wzniosłym był ― jak jego patron.
Głosy. Nieszczęście! wielkie nieszczęście!
Burmistrz. Nie znam go ale widzę go oczami mojej duszy ― odczuwam i przedstawiam sobie tę zacną i szlachetną postać ― ten typowy okaz dzielnego obywatela naszego ukochanego miasta.
Głosy. Nieszczęście! wielkie nieszczęście..
Burmistrz. Całe jego życie poświęcone było dobrym uczynkom i oszczędności. Tyle nieszczęść przechodziło ponad jego głową ― on szedł przez życie dobro czyniąc i oszczędzając…
Opozycya. Nieszczęście! wielkie nieszczęście…
Burmistrz. I oto śmierć nieubłagana zabiera nam nagle ― z pośród naszego grona, jeśli nie najlepszego, to z pewnością jednego z najlepszych ― a wzruszenie, jakie widzę na waszych obliczach przekonywa mnie, że podzielacie moje przekonanie, że jestem wiernym tłomaczem waszych zacnych i podniosłych uczuć. ―
Głosy. Nieszczęście! Wielkie nieszczęście… (inne) Tak tak… bardzo dobrze…
Najstarszy radny. Wymowne słowa naszego czcigodnego burmistrza natchnęły mnie następującą myślą którą pod światły sąd kolegów i głosowanie poddać się ośmielam. Primo: Pogrzeb śp. Józefa odbędzie się kosztem miasta. Secundo: Gmina wzniesie mu