Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wspomniał ani razu o Buonarottim, jakby nic o nim nie wiedział zgoła. Bywając w kościele Sante Croce, gdzie nieopodal grobowca Dantego znajduje się grobowiec Michała Anioła, długo wystawał przed grobem platonicznego kochanka Beatrix Portinari, a zapominał, że w tym samym kościele, o kilka kroków dalej, spoczywa drugi, niemniej wielki Florentczyk, który wspanialsze jeszcze, aniżeli sonety Dantego do Beatrice, pisał sonety do Wiktoryi Colonna. Na to wszystko pozostawał Słowacki mniej lub więcej obojętny. Nie pociągał go Michał Anioł.
Za to uwielbiał Rafaela. Co szczególniejsza, że go uwielbiał od dziecka. Jeszcze nie miał lat 10, a już żywił kult dla kochanka Fornariny. Człowiekiem, który się głównie do rozbudzenia w nim kultu tego przyczynił, był wuj jego, Teofil Januszewski, rodzony brat pani Becu, w wolnych chwilach malarz-amator, który przez cały czas dzieciństwa Słowackiego, mieszkając w Wilnie, miał tam swoją pracownię, »malarnię«, jak ją nazywa Słowacki. W tej to malarni lubił Słowacki przesiadywać ze szczególnem upodobaniem. Widocznie, że od dziecka czuł jakiś nieprzezwyciężony pociąg do życia artystycznego... Atmosfera pracowni malarskiej, przesiąkła zapachem farb olejnych, pozaczynane obrazy na stalugach, możność śledzenia ewolucyi pomysłów artystycznych, od pierwszego szkicu aż do chwili, kiedy obraz, oprawny w złocone ramy, zostaje wyniesiony z pracowni: wszystko to, o ile trafi na temperament w tym stopniu wrażliwy, jak Słowackiego, musi dlań posiadać niewysłowiony urok, musi w nim rozbudzić już kiełkujące aspiracye artystyczne, uświadomiając jego właściwe przeznaczenie, z dniem każdym coraz bardziej rozwijając przekonanie, że i on w tym przybytku sztuki i piękna nie jest intruzem, że i on stanie się kiedyś tej sztuki powołanym kapłanem, czy to na polu malarstwa, czy na jakiemkolwiek innem. Bądź co bądź, zwykłym zjadaczem chleba nie będzie, czuje bowiem, iż ma w sobie duszę artystyczną i poetyczną, nie na miarę krawca, lecz Fidyasza.
Fidyasza lub Rafaela, o którym mu wuj, jako szczególny wielbiciel geniuszu Santia, opowiadał nad wszelki wyraz zajmujące historye. Mały Julek słuchał z gorączkowem zainteresowaniem, bo jakkolwiek liczył sobie dopiero lat dziecięć, już się na tych rzeczach rozumiał, już się zapalał do piękności