Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/490

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



    pani domu bez ceremonii nazywała Bolskim, a który tak świetnie wypowiada myśli i uczucia samego Klaczki. W podkreślonych słowach o Vicomte Gérard źnajduje się psychologiczne uzasadnienie tego zwrotu w Klaczce, który go pchnął w kierunku studyów nad włoskim renesansem, nad rzeczami obcemi, nie­‑polskiemi.
    NB. W rok po tej naszej rozmowie Klaczko zaniemógł ciężko, a w chwili, gdy się drukowała książka niniejsza, choć wyszedł z choroby, jednak z niej wyszedł złamany, w części sparaliżowany... W korespondencyi w Czasie o sezonie w Zakopanem z r. 1899 taki znajduje się ustęp o autorze Wieczorów florenckich. »Genialny współpracownik Revue des deux mondes, Julian Klaczko, tak sobie w roku zeszłym (1898) upodobał uroczą dolinę pod Gewontem, iż i tego lata zjechał tu na kilka tygodni. Niestety, nie przyjechał tu w tak pomyślnym stanie zdrowia, jak rok temu. Ciężka choroba, na którą był zapadł w ciągu zimy, zaraz po uroczystym obchodzie swych 70‑tych (a raczej 73‑cich) urodzin, nie przeszła bez śladu, tak, iż sędziwy autor nieporównanej książki o Juliuszu II odbywa dziś swe przejażdżki po Zakopanem nie w powozie lub furką, jak poprzedniego lata, lecz w wózku na trzech kółkach, popychanym przez służącego. Wózek ten, w dni pogodne, spotyka się bardzo często, a kilka dni temu widziano go podobno nawet w Dolinie Kościeliskiej... Dowód to, że znakomity twórca Wieczorów florenckich wogóle czuje się dobrze, że mu powietrze Zakopiańskie służy...«