Przejdź do zawartości

Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oto, co się zdarzyło.
Lekarz wstrzykuje mi igiełką chlorek sodu do rogówki, wkrapia mi wodę słoną do zranionego oka, które wchłania tę falę słoną, żółtawo ząbkowaną.
Zanim na nowo mnie obowiązuje, z okrucieństwem, nieuświadomionem stawia przedemną swoje małe krągłe lusterko przy świetle niebieskiej lampy.
Widzę pęcherz wodnisty w nabrzmiałem oku, twarz moją zmizerowaną i bladą, usta moje bezkrewne i smutkiem skrzywione, nowe nitki białe w brodzie mojej zaniedbanej, szyję moją wychudzoną: obraz utroskanej nędzy, który odbija się na mojej siatkówce i tam już zostaje.
Lekarz robi mi okład mokry na oko opatrzone, grzebie obraz smutny pod przepaską uciążliwą, pochyla głowę moją na prześcieradle bez poduszki; potem gasi lampę niebieską, poleca mi cierpliwość — i cicho odchodzi.

Zostaję w ciemności, na wznak wyciągnięty, jak potępieńce trzeciego kręgu piekielnego[1] pod ognistym deszczem. Płomyki pryskają ze mnie, spadają znów na mnie, palą mnie, ranią, I nie mogę strzęsnąć z siebie ognia, jak to w dole tam, w piekle czyniło „koło rąk nędznych.” Łokcie moje przybite do bioder. Ledwie, ledwie poruszam przegub ręki. Moja kość pacierzowa jest jakby złamana.

  1. W trzecim kręgu piekielnym. (Infemo VI) Dante nie ognisty deszcz przedstawia, ale »Grandina grossa e acqua tinta e neve« (Grad ciężki, i brudny deszcz i śnieg») wiecznie spadające na potępionych (opojów i żarłoków).
91