Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




O innem wspomnę milczeniu.
Nad wieczorem oskarżenia publicznego przeciw zdradzie, chcącej wznowić zamysły swoje ciemne, zaległo milczenie, które żadnemu się nie równa.
Odnajduję akcent pierwszych słów moich. „Słuchajcie, słuchajcie! Powiem wam rzeczy największej wagi a nieznane wam. Zachowajcie milczenie. Przysłuchujcie mi się. Potem podskoczycie... wszyscy!“
Teatr był jak głęboka jama, w której topią, rudę.
Widzę jak kruszec oziębia się. Wrzący tłum twardnieje w posągowy kształt, utrwala się w groźną płaskorzeźbę, stoi jako masa druzgocąca.
Już nie krzyczy. Słucha. Nie oddycha już. Słucha.
Każda zgłoska przenika przez kość przebitą czaszki i wwierca się w mózg.
To robota uporczywa uderzeń młota na milczenie odporne.
Jedno uderzenie i jeszcze jedno i trzecie.
Masa przeraźliwa już stanęła. Kolos odlany na nowo człowiecze przybiera formy i to, wyjąc.

Zdaje mi się, że i mnie poderwał wówczas ów ogień samowolny. Byłem jak nicowany i jeszcze raz przenicowany w żarze, rozdmuchanym przez siebie samego. Byłem, jak owe polano mitu Etolskiego.[1] Cóż, jeśli matka moja włoży mnie do ogniska, aby mnie spalić do szczętu?

  1. W Kalydonie mieście Etolskim w Grecyi środkowej panował Ojneos, ożeniony z Alteą. Kiedy narodził im się syn Meleagier, Altei zapowiedziały Mojry (Parki), że syn jej żyć będzie tak długo, aż polano, płonące właśnie w ognisku nie dopali się. Altea wyjęła polano z ogniska i starannie przechowała. Meleagier, dorósłszy, urządził obławę na strasznego dzika
74