Przejdź do zawartości

Strona:Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Jakiś wytwornie ubrany cudzoziemiec przystanąwszy niezdecydowanie na Jodenbreestraat, zauważył na czarnym szyldzie naprzeciw stojącego domu dziwaczny napis z białych, rażąco powykręcanych liter:

SALON MAGICZNY
VAN
CHIDHER GRÜN

Z ciekawości, czy też nie chcąc za cel obserwacji służyć tłumowi, który si koło niego gromadził z holenderską, niezgrabną gnuśnością i czynił uwagi o jego zarzutce, świecącym cylindrze i rękawiczkach — wszystko rzeczy w tej dzielnicy Amsterdamu należące do rzadkości — przeszedł wpoprzek gościniec wśród zaprzężonych w psy wozów z jarzyną, otoczony gawiedzią uliczników, którzy wsadziwszy ręce głęboko w kieszenie przydługich, niebieskich, spodni płóciennych, zgarbieni, o wklęsłym brzuchu i kabłąkowatym tyle, cienkie gipsowe fajki wsunąwszy w węzeł