Przejdź do zawartości

Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak dobrzy znajomi, a Babeta szydziła potrosze z modnych strojów dam i mężczyzn. Czyniła to zresztą żartem tylko, bowiem jej chrzestną matką była pewna przejezdna Angielka, od której dostała kosztowną szpilkę, zdobiącą właśnie w tej chwili stanik. Otrzymała nawet list od owej starej damy i spodziewała się, że ją spotka tu, w Interlaken.
Usteczka Babety nie zamykały się ani na chwilę, a Rudi słuchał z rozkoszą. Powiedział jej, że był już parę razy w Bex, poznał dobrze młyn, ale nie miał sposobności spotkania jej samej. Dodał, że ostatnim razem przybył umyślnie, by ją zobaczyć, a nie zastawszy, ruszył bez namysłu przez olbrzymie pasmo gór.
Rozgadawszy się wyznał, że jest mu bardzo droga i że umyślnie dla niej przybył na uroczystość strzelecką.
Babeta zamilkła, spłoszona potrosze tem zwierzeniem.
Tymczasem słońce zaszło, a na purpurowem tle rozbłysła wspaniała „Jungfrau“ otoczona wieńcem lasów. Przechodnie stawali pojąc oczy tym widokiem, a Babeta wykrzyknęła:
— Chyba nigdzie nie jest piękniej, niż tu!
— Nigdzie! — zapewnił Rudi, patrząc na nią, potem zaś dodał. — Muszę iść jutro do domu!
— Odwiedź nas w Bex! — szepnęła Babeta. — Ojciec rad będzie!


OPOWIEŚĆ PIĄTA.
W POWROTNEJ DRODZE.

Dużo dźwigać musiał Rudi, wracając do domu przez wysokie góry. Otrzymał bowiem w nagrodę trzy srebrne kubki, dwie doskonałe strzelby, oraz srebrny