Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że lud w większości wypadków sam nie wie i wiedzieć nie może, co służy dobru jego, a co nie. Brak mu do tego danych, wiadomości, doświadczenia i t. d., co zwłaszcza dotyczy biednego robotnika rolnego w zapadłej wiosce. Oczywiście zdarzają się świetne wyjątki, tego nie zaprzeczam, ale ogólnie biorąc, musimy powiedzieć, że cała masa naszej ludności roboczej, n p. chłopskiej, to coś jak dziecko, krnąbrne często, które wpadałoby z nieszczęścia w nieszczęście, gdyby je zostawić własnej woli i rozsądkowi. Czyż nie mam racji?
— Nie wiem, skąd się bierze ów brak zaufania do chłopów! — powiedział Emanuel — Dzieje nasze nie uprawniają do tego zgoła, a przeciwnie stwierdzają rzecz wprost odwrotną. Nie znajdziemy tam ni jednego przykładu, by państwo zostało narażone na niebezpieczeństwo, ile razy pozostawiono wolną wolę klasom niższym i spytano je o zdanie. Nie brak natomiast rażących dowodów, że wpadaliśmy w rozliczne nieraz nieszczęścia, mimo ostrzeżenia ze strony ludu. Ale dość tego. Pozwalam sobie stwierdzić, że chłopi to właśnie byli od samych początków i wyłącznie są dotąd w Danji przedstawicielami dzielności, przedsiębiorczości, pilności i wytrwania. Da się dowieść historycznie, że zarówno w czasach dawnych jak i obecnie, ludzie najzdolniejsi duchem i czynem, o ile cofniemy się o kilka pokoleń, tkwią pochodzeniem swym w ludzie. Natomiast niewielu genjuszów dały nam tak zwane wyższe sfery. Dodatnie cechy charakteru naszych wybitnych mężów to dziedzictwo chłopskiego ich pochodzenia. Tak było dawniej i tak jest dziś. Wieś wysyła miastom rok rocznie legje świeżych, dziarskich bojowników, a miasta wydalają co roku mnóstwo biedaków, na-