Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chyba prawo powiedzieć szczerze, co myślę. Chociaż nie uwierzysz pan może, dowiedz się jednak, że i ja w młodych latach przesiadywałem nad dziełami ludzi jak mistrz Eckehart, Jan Tauler, Sören Kirkegaard i wielu innych kanonizowanych salto mortalistów ducha, którzy przewracali ludziom w głowach i denerwowali ich. Pociłem się nad nimi, mam tedy za sobą doświadczenie, a mimo to, czy właśnie dlatego powiadam: Bacz, byś nie skręcił karku. Posłuchaj pan mej rady, weź bez skrupułów nową posadę z dobremi dochodami i zaprowadzonem gospodarstwem rolnem. To doskonale normuje rozsądny stosunek do życia! Ojciec pański, z którym mówiłem zanim pojechał do Karlsbadu, jest tego samego zdania. Zdaje mi się, że pan sam również odczuwasz potrzebę jakiejś realnej ostoi w życiu, osiągnięcia niezawisłości, a także że nie możesz być obojętny na zmartwienie ojca. Gdy posłuchasz mej rady, staruszek ucieszy się bardzo. Niewiele mu już życia zostało, schorzały jest i przygnębiony, a od pana jeno zależy uczynić mu miłemi ostatnie lata.
Emanuel milczał, zapatrzony w ziemię. Z samego początku zrozumiał, że to rodzina usiłuje w ten sposób ponownie myśli jego odwrócić od Boga i serce ogarnął mu smutek.
Pastor źle atoli zrozumiał jego milczenie i nastawał coraz to silniej. Szerokim gestem wskazał bujne łąki, widne ze wzgórza, na którem stali, aż po przeciwległy skraj wsi i powiedział:
— Spójrz pan i nie trwaj w zaślepieniu, jakoby ziemia nic nie była warta. Widzisz pan te tuczne krowy, stojące pośród traw i machające z zadowoleniem ogonami? Słyszysz ćwierkające w krzewach,