Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/521

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niecznie rozstrzygnięcia. Nie mogli znieść dłużej brzemienia niepewności. Mimo że byli biedni, ruszyli z domu, oddawszy mienie i dzieci w opiekę sąsiadom, i oto po długiej, uciążliwej podróży siedzieli tu, przepojeni pragnieniem zdobycia wyjaśnień, dojścia do poznania prawdy i odzyskania utraconego pokoju serc.

Również w „Sandinghus’ie“ ruch panował wielki. Lud oblegał tłumnie właściwą widownię wielkich wydarzeń, zaś działacze i aktorzy zebrali się tu, za kulisami, u pani Gilling. Przybyły wszystkie niemal wybitniejsze osobistości zrzeszenia. Byli tu pastorzy, nauczyciele i posłowie parlamentarni, a znalazł się nawet jeden znany profesor akademji. Nie zaliczał on się, coprawda, do zwolenników ruchu, ale obecność jego wysoko podnoszono, gdyż świadczyła, że nawet wiedza ścisła daje wyraz uznania dla pracy społecznej związku oświaty ludowej. Wielkie wrażenie zrobił też, jak zawsze, Wilhelm Pram, młody jeszcze, a już słynny szeroko człowiek, posiadający wielki talent skupiania na sobie uwagi publicznej przy pomocy wymownej gestykulacji i innych sztuczek dramatycznych.
W pierwszej jednak linji wszyscy zajmowali się wieścią, że zebranie zaszczyci swą obecnością ekscelencja, nowy minister oświaty we własnej osobie, a może nawet przybędzie na pierwszy zaraz dzień obrad. Z zupełną słusznością uznano to wielkie, niebywałe odznaczenie za oznakę, że dokonał się w poglądach sfer rządowych zwrot na korzyść związków oświatowych chłopskich i wszyscy odrazu uczuli ogromną skłonność do zgodliwości