Przejdź do zawartości

Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To prawda! Wyginiemy do jednej, gdy staw wyschnie do dna! — potem zaś zaczęły pytać : — Czcigodny ptaku, zaliż nie znasz rady, by nas ocalić?
Czapla zaczęła niby to dumać i wkońcu rzekła:
— Zdaje mi się, że mam lekarstwo na niedolę waszą! — a gdy się zebrały tłumnie, żądne jej słów, dodała: — Jest tu w pobliżu staw drugi, wspaniały, nierównie większy, a pokrywające go lotosy chronią wodę przed żarem lata. Wierzajcie mi, rozkosznie tam jest żyć. Jeśli chcecie, przeniosę po jednej w dziobie, rzucę w fale i w ten sposób ocalejecie.
Przystały ochotnie ryby na te propozycję, ale nagle pewien rak złośliwy zawołał:
— Nie słyszałem nigdy czegoś takiego!
Ryby jęły pytać raka:
— Czemuż cię to dziwi?
— Nigdy, od początku świata — odparł rak — nie interesowała się czapla losem ryb, chyba o ile szło o to, by je pożreć!
Czapla przybrała minę arcyskromną i rzekła:
— Jakto, raku złośliwy, posądzasz mnie, widzę, o chęć zdradzenia tych biednych, śmiercią zagrożonych ryb? Ożywia mnie jeno chęć ocalenia ich! — potem zaś dodała, zwrócona do ryb: