Przejdź do zawartości

Strona:Hordubal.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Juraj kiwa głową i wlecze się na podwórko Na podwórku Polana łuszczy groszek. Tylko brwi podnosi do góry, zgarnia z fartucha puste strączyny i wchodzi do izby.

XIII

Hordubal siedzi w karczmie i cieszy się. Chwała Bogu, dzisiaj jest tu huczno. Michalczuk jest i Warwaryn, Poderejczuk Michajłów, Herpak zwany Kobyłą, Fedelesz Michał i Fedelesz Gejza, Fediuk Hryc, Aleksa Hryhoryj i Dodja, gajowy. Sami sąsiedzi, a wszyscy radzą, jak wystrzelać dzikie świnie, które robią szkody po polach. Hryhoryj jest właścicielem skały pod Menczulem, byłoby dobrze pogadać z nim zręcznie i okolicznie, że trzeba naprawić drogę na pole i że potrzeba na to kamienia. Ba, zasępił się Hordubal, przecie już nie mam pola! Spochmurniał od tej myśli. Nie mam gruntu, więc mnie te wasze dzikie świnie nic nie obchodzą! Niech sobie sami z nimi wojują. A ja — nawet już między nich nie należę — boczy się Hordubal. Kłopoczcie się sami, ja mam własne kłopoty.
Chłopi naradzają się tymczasem, kiedy, jak i skąd wyruszyć. Juraj popija pomału i myśli o swoim. Tylko brwi podniosła i do domu! Dobrze, Polano. Kiedyś może ty będziesz chciała zacząć, że tak albo owak, Juraju. A ja podniosę brwi do góry i pójdę do karczmy. Żebyś i ty wiedziała, jak to smakuje. Cóż to, ja mam pysk parszywy i kaprawe oczy, albo taką straszną gębę jak żebrak Laslo? No tak, jestem stary i wszędzie powżerał mi się węgiel. Gnaciasty jestem i prócz gnatów niczego już we mnie nie ma. Zgięty mam grzbiet, bo w majnie trzeba było łazić na czworakach. Twarde łapy, twarde kolana — gdybyś ty wiedziała, w jakich dziurach trzeba było wykuwać węgiel! Jeszcze dzisiaj spluwam przy kaszlu czarny pył węglowy, Polano. Juścić niewiele ze mnie zostało, co mogłoby ci się podobać. Ale potrafię, duszko, dobrze pracować. Zobaczysz sama — — —