Przejdź do zawartości

Strona:Hordubal.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXI

Hordubal miejsca zagrzać nie może. Wnetże z rana znika z domu i całe gospodarstwo zostawia Panu Bogu na opiece. I Bóg go raczy wiedzieć, gdzie się włóczy. Zaszedł pono aż do Tibawy i, co, Geleteju, nie potrzebowałbyś parobka do krów albo na pole? Na co mi parobka, Hordubalu, kiedy mam dwu synów. Dla kogoż to, bratanku, miejsca szukasz? Albo w leśnym rewirze tatyńskim, gdzie jest leśnik Stoj, pyta, czy tu nie wycinają lasu? Nie wycinają, bracie, tysiące drzew gnije w lesie. No to z Bogiem. I czy nigdzie nie budują kolei albo szosy? Czy nigdzie nie łamią skał? E, gdzie tam, kumie! U nas nic się nie robi. O nas wszyscy pozapominali, bo i dla kogo tu co budować?
Więc cóż robić? Usiąść gdziekolwiek i czekać aż do zmierzchu. Z daleka dochodzi odgłos dzwoniącego stada, pastuch trzaska z bicza, jakby strzelał, gdzieś tam poszczekuje owczarkowe psisko. W polu ktoś pośpiewuje. Cóż robić? Człek siedzi i słucha, jak brzęczą muszki. Przymyka oczy i w ciągu całych godzin może się w coś wsłuchiwać. Nigdy nie ma ciszy, zawsze coś żyje, i wszędzie wznosi się ku niebu łagodne podzwanianie bożego bydełka.
A pod wieczór idzie się powoli ku domowi. Hafia podaje jedzenie. Takie tam zresztą jedzenie, że i pies by tego nie żarł, ale jeść się i tak nie chce. Juścić, Polana nie ma czasu na gotowanie kolacji. Już noc, wieś układła się do snu, a Hordubal chodzi po podwórku z latarnią i robi, co się da: sprząta w oborze, zgarnia nawóz, nosi wodę... Cichutko, żeby nikogo nie zbudzić, robi Juraj to, co jest robotą chłopską. Już bije godzina jedenasta, chwal Pana duszo chrześcijańska, i Juraj po cichu włazi do obory. No, krówki moje, będzie rano o kawał roboty mniej dla Polany.
I znowu aż do Wołowego Polja: szukać roboty. Hej, Harciarzu, nie potrzebujecie wy robotnika? Co ty? Zgłupiałeś, czy cię z kryminału wypuścili? Teraz, po żniwach, roboty szukasz? — A ty co pyskujesz? — myśli Hordubal.