Przejdź do zawartości

Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
51

teraz najchętniej zapadł w ziemię, i chłodziła się gorliwie wachlarzem.
Pani Kondelikowa spojrzała na nią i przerwała milczenie, tak męczące dla młodzieńca:
— Tobie gorąco, prawda, Pepciu? Czy nie chciałabyś może wyjść trochę na chłodniejsze powietrze, do przedpokoju?
Powstała, a pan Wejwara doprowadził obie damy aż do kotary, poczem skłonił się niemo i powrócił do sali.
Stanął w kąciku za fortepianem, przyłączył się tam do kółka „nieśmiałych„ i męczył głowę, jak poprawić „straszne wrażenie,” które sobie malował barwami najciemniejszemi.
Nic nie wymyślił, gdy już zabrzmiała przegrywka do besedy.
Pepcia była znów na swojem miejscu, panu Wejwarze nie pozostawało nic innego, jak odprowadzić ją i stanąć w czworoboku.
Zabrzmiały takty „kominika,” początek drugiej połowy, kiedy pan Wejwara zauważył, że jego tancerka, obracając się, uśmiechnęła się do kogoś w kierunku wejścia.
Kwadrat, w którym Wejwara i Pepcia tańczyli, był prawie przy samej kurtynie. Spojrzał tam i spostrzegł pana Hupnera, honorowego członka „Karafiatów,” starego wojownika na polu balowem, a obok niego starszego pana, pełnej tuszy, patrzącego dobrotliwie i wesoło na ten rój taneczny.
Panna Pepcia odgadła spojrzenie swego kawalera i szepnęła jedyne słowko:
— Tatko!